Miłość – co to właściwie jest? Tęsknota za drugą osobą? Ciepło otrzymywane od drugiej osoby? Pożądanie drugiej osoby? A może to wspólne spędzaniu czasu? Nikt dokładnie nie odpowie na to pytanie, bo „rodzajów” miłości jest wiele. Miłość do bliźniego, miłość platoniczna oraz erotyczna. Każdy każdego kocha inaczej. Uczono nas, że każdego powinno się kochać, niezależnie jaki jest i co robi. To prawda. Kochamy każdego, jednego bardziej, drugiego mnie, ale jednak kochamy. Płomień miłości nigdy nie gaśnie. Ale czasami przez naszą głupotę tracimy naszą miłość, a potem żałujemy.
Książę Łukasz czekał miesiącami, a Księżniczka Marcelina była daleko...bardzo daleko. Książę jechał dniami i nocami, bo wiedział, a raczej przeczuwał, że jego miłość jest tuż, tuż. Kiedy się spotkali między nimi ponownie pojawił się promyczek miłości, który przerodził się w coś, co może spowodować nawet pożar. Tęsknili za sobą, fakt. Brakowało im tej drugiej osoby. Po tym spotkaniu wszyscy hucznie świętowali zawarcie związku małżeńskiego Królewskiej Pary. Na każdym kroku pokazywali wszystkim, że są razem szczęśliwi. Przytulali się, skradali sobie całusy, nie opuszczali siebie nawet na minutę. Dziadek Księżniczki Marceliny był szczęśliwy, że kobieta podjęła właściwą decyzję.
I właśnie w taki sposób Królewicz odnalazł Swoją Królewnę. Wystarczył jeden pocałunek, a Księżniczka Marcelina zrozumiała, że bez Księcia Łukasza nie umie żyć. Po jakimś czasie w pięknej, śnieżnobiałej sukni, obiecała mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuści, aż do śmierci. Zamieszkali we wspaniałej rezydencji we Włoszech. Spłodzili małego synka, który zwie się Igor i to on będzie następcą tronu, zaraz po tatusiu. Zaś Król Fabian i Dama Klaudia mieszkali sobie w Twierdzy Rzeszowskiej. Obydwa rody spotykały się w każdej możliwej chwili i prowadzili swoje wspaniałe życie. Tak skończyła się historia Śpiącej, przepraszam Księżnej Marceliny i Księcia Łukasza z rodu Kadziewicz. Żyli razem długo i szczęśliwie, zapominając o piekle, które ich spotkało. A co się stało krasnalami, tego nie wie nikt.
Ale mam tylko jeszcze jedno pytanie... czy tylko mi wydaje się, że ich życie to Przeszłość, która stała się teraźniejszością?
Wizja druga
O północy spojrzymy za siebie
21 wrzesień, 2014 r.
Jak wygląda Bajka? Jak wyobrażają sobie ją zwykli ludzie, którzy nie mają celu w życiu, a jak ci, którzy są spełnieni i czerpią z życia tyle, ile się da? Czy Bajka w ogóle istnieje? Czy każdy może stworzyć tą magię wokół siebie? Czy da się ją podtrzymać? Co kryje się za słowem Bajka? Czy jest ono tylko zobrazowaniem szczęścia, radości, miłości, pożądania, a z czasem i przywiązania, pomocy, wspierania, ale również cierpienia i bólu? Czy można to wszystko tak razem połączyć?
Nie da się niestety, bo w Bajce zazwyczaj wszystko dzieje się tak jakbyśmy chcieli, a prawdziwe życie toczy się samo. W Bajce nikt nie umiera, nie zostawia bliskich, nie opuszcza przyjaciół, zostawiając po sobie tylko pomnik wielkości kilku metrów kwadratowych. W Bajce ludzie nie giną w wypadkach. Nie cierpią. W bajce zawsze jest szczęśliwe zakończenia, a życie jest z goła odwrotne. Przez życie podobno idziemy wyznaczonymi ścieżkami. Bo ten na górze już wie ,co z nami będzie. Tylko czy musi sprawiać, że cierpimy?
Jak dalej potoczyło się ich życie? Można by powiedzieć, że banalnie, bo byli szczęśliwi i mieli wszystko, czego pragnęli. Łukasz znowu grał na najwyższym poziomie i mimo starszego już wieku, jak na sportowca, dostał szansę od trenera reprezentacji. Wreszcie zdobył złoto MŚ, które smakowało zdecydowanie lepiej, niż wszystkie dotychczasowe nagrody. Marcelina zaś nie porzuciła aktorstwa, a wręcz przeciwnie, poświęciła się mu, ale wiedziała, kiedy musi odpuścić i zając się rodziną. Spełniła jednak swoje marzenie, o zdobyciu Oskara. To nie bym film Hollywood. To był zwykły francuski film, o niej samej można by rzec, bo fabuła była prawie taka sama, jak ich historia życia.
Oboje jednak wiedzieli, że kariera to nie wszystko i byli ze sobą, a nie obok siebie. Nawet jeśli nie zawsze było kolorowo. Przez pół roku musiało wystarczyć im tylko kilka wspólnych dni, bo ona nagrywała Oskarowy film, a on również grał, ale w siatkówkę w klubie, powracającego na tron, Mistrza Polski z Bełchatowa. Dzieliły ich setki kilometrów, a oni potrafili być ze sobą. Ona nie przychodziła na mecze, on nie chodził na jej premiery. To wszystko śledzili w telewizji czy Internecie. Nie byli fizycznie ze sobą, ale duchowo ich myśli krążyły wokół jednego.
- Kochanie, gratuluje!!! - krzyczała na cały głos Marcelina, gdy podszedł do niej po wygranym meczu z Rosjanami. - Wreszcie spełniłeś swoje marzenia o złocie - pozwoliła mu się wpić w jej usta.
- Kotek, ten medal jest Twój - prawie płakał, gdy to mówił, a i w jej oczach zaczęły zbierać się słone krople.
- Idź go najpierw odbierz, odśpiewaj hymn, a potem powiesz to jeszcze raz.
Tak również się stało. Odebrał medal, potem trzymał w rękach puchar, śpiewał Mazurka Dąbrowskiego, pił z kolegami szampana, aż w końcu podszedł do niej i przy Imagine zawiesił złoto na jej karku, pocałował namiętnie i zaczął tańczyć, tak jakby wszystko inne przestało się liczyć. Nie obchodziło go to, że są na antenie i cały świat widzi, jak Łukasz Kadziewicz całuje się ze swoją narzeczoną Marceliną, jeszcze Zasiewską, a już niedługo również Kadziewicz, jak daje jej swój medal, jak tańczą.
- Kocham Cię... - szeptał jej, gdy już nikt ich nie obserwował, a znajdowali się w hotelowym pokoju, a właściwie to w łóżku tegoż pokoju. - Jesteś taka idealna... taka moja...
- A ty mój... Kocham Cię... - pocałowała go i pozwoliła, by jej zwiewna sukienka opadła w dół.
4 Październik, 2014 r.
- Klaudia, gdzie są moje pończochy - denerwowała się, a przecież nie było o co. Albo może i było. W końcu już dziś stanie się Panią Kadziewicz.
- Tam gdzie powinny, czyli w walizce - uspokajała ją młoda Pani Drzyzga.
Po chwili została sama. Wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze i nie mogła uwierzyć, że chciała od tego wszystkie uciec, że chciała uciec od swojej Bajki o imieniu Łukasz. Czy marzyła kiedykolwiek o tym, żeby tak potoczyło się jej życie? Nigdy sobie tego nawet nie wyobrażała. Patrzyła na sukienkę, którą wybierała razem z Klaudią godzinami, buszując wśród sklepów w Paryżu. Sukienkę, która ukrywała to, czym dziś podzieli się z całym światem. Podzieli się tym szczęściem.
Nie może uwierzyć, że kiedyś tak po prostu uciekła... Nie rozumie tego, że starała się wymazać go z pamięci... Nie wie, dlaczego to właśnie jego obwiniała o śmierć rodziców... Nie wie, dlaczego sama nie potrafiła zawalczyć o niego, a nie tylko załamać się i całkowicie zmienić...
- Marcelinko, wszyscy już czekają. Możemy iść? - zwrócił się do niej dziadek, który miał prowadzić ją do ołtarza.
- Tak dziadku, możemy...
Chwyciła się go i weszli do Kościoła, wypełnionego rodziną i przyjaciółmi. Mała dziewczynka sypała kwiatki, a ona szła za nią i wpatrywała się tylko w jeden punkt. Wpatrywała się w jego oczy. Dziadek oddając ją w ręce Łukasza, powiedział mu, że jeśli sprawi, że będzie płakała, to będzie musiał się z nim bić, na co cały kościół zaczął się śmiać. On, gdy tylko chwycił ją za rękę, nie puścił już przez całą mszę. Cały czas wpatrywał się w nią. A ona próbowała ukryć rumieniec, który tylko on potrafił wprowadzić na jej twarz.
- Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci....
Gdy wychodzili z Kościoła, wszyscy goście obsypali ich ryżem. Znalazł się on w ich włosach, pod ubraniem, ale przede wszystkim najważniejsze było to, że już na zawsze będą razem, że nic już ich nie rozdzieli, bo wiedzą, że miłość przetrwa wszystko. Wiedzieli to przed kościołem, gdy rodzina i przyjaciele składali im życzenia, przy okazji wspominając o potomku cicho do Łukasza. Wiedzieli to, jadąc limuzyną do hotelu, gdzie miało odbyć się przyjęcie, tuląc się do siebie i szepcząc ciche "kocham cię" do ucha. Wiedzieli to, gdy cała sala śpiewała im "Sto lat", a potem wymagała pocałunku, gdyż wódka była gorzka. Wiedzieli to, tańcząc po raz pierwszy tego wieczora. Wiedzieli to cały czas...
- Klaudia, masz? - wreszcie pani Kadziewicz spytała się pani Drzyzgi.
- Oczywiście, że mam - zaczęła grzebać w torebce, w której można chyba znaleźć wszystko. - Trzymaj - uśmiechnęła sikę i wyszła z toalety.
- No to czas na niespodziankę - uśmiechnęła się sama do siebie i również podążyła na salę.
Po chwili już oboje brylowali na parkiecie, kręcąc się dookoła razem ze wszystkimi gośćmi. Zespół co chwilę zmieniał repertuar, dopasowując się do oczekiwań gości. Tańczyli chyba ze wszystkimi. Z ciociami, wujkami, stryjkami, dziadkami, kuzynami, teściami, w przypadku Marceliny... Tańczyli nawet z obsługą, bo w końcu wszyscy mają się bawić, a nie tylko się przyglądać. Oboje, lekko zmęczeni wyszli na taras, a potem, trzymając się za ręce dostali się do pięknie oświetlonej altanki . Stali przytuleni do siebie, wpatrując się w budynek, gdzie bawią się goście.
- Łukasz, ja muszę ci coś powiedzieć...
- Tylko mi nie mów, że żałujesz... - zaniepokoił się, bo stałą przed nim najważniejsza osoba w życiu, Marcelina...
- Łukasz, nawet tak nie mów... Ja... ja mam dla ciebie niespodziankę... - delikatnie wysunęła zza gorsetu kawałek papieru i podało go oniemiałemu mężczyźnie.
- Co to jest? Po co dajesz mi kawałek jakiegoś czarno białego zdjęcia? - dopytywał, bo nie zdawał sobie sprawy, że to nie jest zwykłe zdjęcie.
- Kotku, bo... To jest zdjęcie naszego dzidziusia... Jestem w ciąży - mówiąc to z jej policzków pociekły łzy, które były pełne radości.
- Ale... Marcelina, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi!!!
- Nie prawda, bo ja nim jestem - wspina się na palce i czule pocałował swojego męża.
- Ale chyba nie powiesz mi, że to było wtedy w Ustce na wakacjach, między LŚ, a MŚ?
- Oj masz bardzo dobrą pamięć mężusiu - śmieje się i ponownie wpija się w jego usta.
Na salę wrócili oboje w wyśmienitych nastrojach, co nie umknęło uwadze Młodym Drzyzgom, którzy wiedzieli już od tygodnia, kiedy to Marcelina nie piła na imprezie, gdzie świętowali złoto, więc od razu przechwycili mikrofon i podali go Młodej Parze. Radosną nowiną przekazali wspólnie, bo ani jedno, ani drugie, nie mogło do końca wypowiadać z siebie tych słów. Najbardziej ucieszył się chyba Dziadek Marceliny, który od razu wzniósł razem z Dziadkiem Łukasza toast za zdrowie prawnuka. Wesele dalej trwało, a oni widzieli już tylko siebie.
Ich noc poślubna byłą chyba inna niż te z filmów. Nie zdzierali z siebie ubrań, nie rwali ich na kawałki, nie odrywali guzików, czy suwaków. Po prostu delikatnie pozbawiali się tych pięknych, lecz już trochę zniszczonych strojów. Byli blisko siebie, a to im wystarczało, żeby w pełni czuć się szczęśliwym... A za siadem miesięcy zostaną rodzicami. Czy można chcieć od życia jeszcze więcej?
20 październik 2015r.
Plaża, ta która pamięta tak wiele z ich życia; słońce, a właściwie jego zachód, który powoduje przypływ wspomnień, nie zawsze tych dobrych, ale powracają; morskie fale, delikatnie muskające ich stopy; szelest wiatru, który nadaje magii, ale i ogrzewa ich ciała w ten jeszcze ciepły październikowy dzień ; płacz dziecka, ich dziecka, które jest skarbem w ich głowach... Tak, znowu są w Ustce. Historia zatoczyła koło, przywracając pierwotny kształt przeznaczeniu...
Są na wakacjach, pierwszych wakacjach spędzonych w trójkę. Są tutaj z małą Amelką, która teraz słodko śpi w ramionach swojego taty. Mimo, że ma dopiero dwa miesiące, już można zobaczyć ich podobieństwo. Jego ramiona zawsze koją jej płacz. Dla tej dziewczynki nie liczy się to, że obecność ojca do tej pory czuła tylko weekendami. Dla niej liczy się to, że po prostu jest.
- Łukasz, jak ty to robisz? - wskazała na śpiącego bobasa.
- Ja ją po prostu bardzo mocno kocham, Marcelina... Kocham ją tak samo mocno jak ciebie - przytula ją mocno do siebie jednym ramieniem, a drugim tuli małą kruszynkę, która jedną rączką próbuje opleść jego najmniejszy palec, ale nie może, bo jej rączka jest za mała. - Dziękuję ci...
- Za co? - pyta zdziwiona.
- Za to że jesteś... że jesteście... Kocham Was obie...
Wstają z piasku i, podziwiając zachód słońca, spacerują brzegiem morze. W głowie hulają wspomnienia. Te z pierwszych wspólnych wakacji, razem spędzanych wieczorów, pierwszej wspólnej nocy... Wraca również to, jak musieli rozstać się na miesiąc... Jak oboje cierpieli, gdy wszystko między nimi rozpadło się... Pamiętają również swoje pierwsze spotkanie po latach, wtedy gdy jedno nie poznało drugiego, a inne przysięgło sobie, że się zemści. Pamiętają również kolejne spotkanie. To, po którym spędzili razem wspólną noc. Pamiętają że już wtedy wszystko się zmieniło... Wracają wspomnieniami również do własnego śluby, który będzie jednym z najszczęśliwszych dni w ich życiu.
Im nie jest potrzebna odludna plaża, willa, czy hotel pięciogwiazdkowy, by czuć, że są szczęśliwi, że mają wszystko... Nie... Im wystarcza to, że są razem, a wszystko inne przestaje mieć już znaczenie...
~*~*~
I nastąpił koniec...
Koniec naszej wspólnej pracy na tym blogu, po części również koniec naszych długich nocnych rozmów czasami wcale nie o blogu. Dziś nastąpił koniec "Przeszłości...", która zmieniła nas obie. ;)
Boli nas koniec tego opowiadania, bowiem zżyłyśmy się nie tylko z postaciami, jak również z czytelnikami. Dziwnie to brzmi, ale taka jest prawda! Gdyby nie wy, z pewnością nie zaszłybyśmy tak daleko. Nie byłoby tych prawie 13.000 wyświetleń i nie miałybyśmy tych 240 komentarzy. Ale dzięki wam tak jest! I z całego serca wam za to dziękujemy ♥
Dziś żegnamy się z losami Marceliny, Łukasza i Państwem Drzyzgą. Często bywało tak, że miałyśmy inne plany na poszczególne rozdziały, ale miałyśmy jeden naznaczony już w marcu cel. Napisać historię Łukasza i Marceli najlepiej, jak tylko potrafimy. To czy nam się udało, to już jest pytanie do Was - Najlepszych czytelniczek na świecie :*
Chyba Maniek zgodzi się ze mną, że mimo różnicy kilometrów, niewiedzy jak wyglądamy, bo znamy się tylko ze zdjęć, tak krótkiego, jak na przeciętne życie polaka, czasu mogę śmiało powiedzieć, że nie jesteśmy tylko znajomymi z bloga. Myślę, że zrodziła się miedzy nami taka nić przyjaźni. Innej od takie prawdziwej, ale chociaż jej namiastka :))
To nie jest jeszcze koniec naszej współpracy. Obie piszemy jednopartówki Ale jest też pomysł, by ruszyć z czymś nowym. Na razie są to plany i drobne początki i to od Was zależy, czy chcecie nadal czytać nasze wspólne bazgrańce? ;)
Całujemy, ściskamy, kochamy,
Dzuzeppe&Maniek :***
Całujemy, ściskamy, kochamy,
Dzuzeppe&Maniek :***
Szkoda, że to już koniec... Bardzo się przywiązałam do tego bloga. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz coś napiszecie. :)
OdpowiedzUsuńAż by się chciało zaśpiewać piosenkę ,,To już jest koniec"...
Pozdrawiam.
Bardzo szcześliwe zakończenie :* Bardzo się przyzwyczaiłam do tego bloga :) Tak jak i jak też zakończyłaś bloga :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam, że przeczytałam bloga :*
Pozdrawiam ;)
Dziewczyny! Lepszego zakończenia napisać nie mogłyście :D Wiecie jaka jestem szczęśliwa? Jestem happy jak ten happy end xd
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za tą historię ;* Była niesamowita, taka inna. Zapadnie mi ona w pamięci, jak będę wracała do starych blogów to na pewno tutaj zajrzę, bo to opowiadanie jest tego warte ;)
Jeszcze raz dziekuję ;*
Zakręcona ;)
Po tym jak kiedyś pisałam z Tobą Dzuzeppe myślałam, że dwie perspektywy zakończenia czyli szczęśliwe i nieszczęśliwe. Ale ku mojej uciesze obie są pozytywne, i oba mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się czyta, że Łukasz i Marcelina znaleźli wspólne szczęście. Wiele przeszli, lecz miłość okazała się zwycięska.
Trochę mi smutno, że ta historia się skończyła, jednak w uszach mi dźwięczy "Nic nie może przecież wiecznie trwać." :D
Widzimy się na innych projektach :)
Pozdrawiam :)
Mi również ciężko pogodzić się z tym, że to już koniec. Koniec czegoś, co dzięki pochłonięciu 3/4 rozdziałów naraz stało mi się naprawdę bliskie. Kurczę, nie powiem, bo będzie mi brakowało Marceliny i Łukasza. Ale pocieszam się, że tak świetna współpraca się nie sypie, że nadal będziecie tworzyć razem. :*
OdpowiedzUsuńChyba bym nie pogodziła się z inną wizją niż ta aktualna. Tak po prostu musiało być - piękna miłość, piękny ślub i zapewne piękna Amelka. Inna wersja nie wchodziła w grę. Może i przeszłość nie była świetlana, może i przyniosła im mnóstwo bólu, może i nie chcieli tego w teraźniejszości. Ale jedno jest pewne - bankowo tego nie żałują, tym bardziej Marcelina. Ich wspólna egzystencja pokazuje, że prawdziwa miłość istnieje, taka, która przetrzyma wszystko i pomimo kłód rzucanych pod nogi się nie rozsypie. Boże, to jest tak sentymentalne i... piękne. Wiem, że się powtarzam, ale brak mi zwykle słów na epilogach.
To co? Pozostaje cieszyć się ich szczęściem. :)
Dziękuję za tę historię, za wszystko. :*
Do zobaczenia. :)
Bardzo chcemy dalej czytać wasze "bazgroły" :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia. Taka prawdziwa. I przede wszystkim - bardzo się cieszę, że skończyła się happy endem.
Będę tęsknić!:)
p
G
Szkoda, że to już koniec, ale za to jakże szczęśliwy koniec.
OdpowiedzUsuńMarcelina i Łukasz są razem :) Zarówno ona jak i on odnieśli sukcesy zawodowe, pobrali się i mają córeczkę. Cóż chcieć więcej poza zdrowiem i szczęściem rodzinki :) Ich miłość przetrwała tyle lat więc kolejne na pewno też przetrwa :)
http://i-still-believee.blogspot.com/ - tak, jak prosiłaś, informuję o nowym rozdziale. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńChcę przeprosić że dopiero teraz docieram, ale miałam awarię komputera.
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć że bardzo mnie cieszy takie zakończenie. Bałam się że po pierwszym wpisie tym bajkowym nastąpi drugi i już nie będzie tak szczęśliwy. czytanie bajki o księżniczce Marceli i księciu Łukaszu skojarzyło mi się z bajką jaką rodzice opowiadają swojemu dziecku. wplątują w to swoje własne przygody. jak miło mi sie czytało o Łukaszu zdobywającym złoto i Marceli z Oskarem. A chyba najbardziej ucieszyła mnie wieść o malutkiej Amelce.
Dziękuję wam za tą historię liczę na wiecej
http://i-still-believee.blogspot.com/ - tak, jak prosiłaś informuję o nowym, dziesiątym rozdziale. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://i-still-believee.blogspot.com/ - jeżeli pamiętasz jeszcze tę historię to serdecznie zapraszam na jej epilog. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń"Tak, ciąża w wieku 20 lat zmieniła wszystko. Przede wszystkim sprawiła, że zostałam kompletnie sama. Rzucono mnie na głęboką wodę i jedyne co mogłam robić to starać się, żeby nie utonąć. Nie raz życie sprawiało, że zachłysnęłam się wodą. Nie potrafiłam nawet troszkę zbliżyć się do brzegu. Dołujący był fakt, że tak na prawdę nikt tam na mnie nie czekał, bo nie było nikogo komu by na mnie zależało."
OdpowiedzUsuńStartuje z nowym blogiem ;) To był fragment prologu. Jeśli cię zaciekawiłam zajrzyj, oceń nawet jeśli miałyby to być słowa krytyki chętnie je przyjmę ;)
http://only-i-want-is-you.blogspot.com/