sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 19


Ona.

Jesteś. Tak blisko. Tak przy mnie. Tak przyjemnie. Wreszcie jesteś i nie pozwalasz mi uciec. Wreszcie sprawiasz, że świat przez tą długą noc nabrał barw. Wreszcie czuję, że jeszcze nie wszystko stracone. Wreszcie wiem, że mogę i mam o co walczyć. Wreszcie wiem, że mam prawo walczyć o Ciebie. Wreszcie wiem, że jestem zakochana z wzajemnością. Wreszcie sprawisz, że chcę zostać z własnej woli przy Tobie. Wreszcie mogę zacząć życie jakby od początku. Wreszcie mogę żyć z Tobą.

Czuję, jak delikatnie gładzisz moje plecy. Czuję, jak starannie głaszczesz każdy skrawek mojego ciała. Czuję, jak Twój oddech przyspiesza i staje się płytki. Czuję, jak nosem przejeżdżasz po mojej szyi. Czuję, jak niezdarnie miotasz się z próbą podwinięcie choć skrawka materiału mojej długiej sukienki. Czuję, jak Twoje ręce powoli odnajdują drogę do moich nóg. Czuję, jak podnosisz najpierw jedną. Czuję, jak ściskasz pośladek. Czuję, jak po chwili nie mam już nic pod stopami, odzianymi jeszcze w wysokie szpilki. Czuję, jak mnie pragniesz Łukaszu i wiem, że chcę tego samego... Ostatni raz...

Widzę, jak patrzysz prosto w moje oczy. Widzę, jak nerwowo mrugasz, gdy nie możesz znaleźć zamka od czerwonej kreacji. Widzę, jak powoli, skrawek, po skrawku, odsłaniasz moje ciało. Widzę, jak Twoje oczy przybierają wielkość pięciozłotówek, gdy stoję już naga. Widzę, jak bijesz się z myślami, próbując zachować się teraz odpowiednio. Widzę, że przegrywasz tę walkę. Widzę, że Twoje spodnie robią się za ciasne. Widzę, że masz na mnie ochotę, a jednak nie rzucasz się na moje ciało jak zwierze. Widzę jedynie Twoje oczy wypełnione miłością i pożądaniem.

Próbuje znaleźć drogę do zawartości Twoich spodni. Próbuję udawać perwersyjną kokietkę. Próbuję stać się kimś innym. Próbuję sprawić Ci przyjemność. Próbuję, ale na nic takiego mi nie pozwalasz. Nie pozwalasz na szybkie pozbycie się ubrań. Nie pozwalasz na szybką i bezwartościową grę wstępną. Nie pozwalasz na szybkie sprawienie Ci przyjemności. Nie pozwalasz na nic, co chcę zrobić. Nie pozwalasz, bo...

- Kocham Cię - mówisz zachrypniętym głosem, kładąc nas na wielkim hotelowym łóżku.

Dotykasz mojego zarumienionego policzka. Dotykasz ustami moje usta. Dotykasz wygiętej sui pod wpływem Twoich gorących i mokrych pocałunków składanych własnie w tym miejscu. Dotykasz kciukiem moich ust. Błądzisz dłońmi pod moimi plecami. Błądzisz opuszkami palców po mojej rozgrzanej skórze. Błądzisz kciukiem po ciemniejszym kolorycie mojej piersi, Błądzisz całym sobą po moim rozpalonym ciele. Błądzisz rękoma, napierając na mnie.

Czuję Cię w środku. Czuję jak łapiemy wspólny rytm. Przeniesienie rąk z moich pośladków na twarz, chwytając ją w dłonie, nie zaburza Twoich energicznych, rytmicznych ruchów. Nie zaburza również moich coraz to głośniejszych jęków to, że znajdujesz się za mną i dalej poruszasz biodrami, dołączając do pieszczot swoje długie i zwinne palce. Wręcz przeciwnie. One sprawiają, że zachowuję się jeszcze głośniej. Moje mięśnie drgają, a ty mocno przyciągasz mnie do siebie i pozwalasz się uspokoić.

- Uwielbiam Cię... - szepczesz cicho zmysłowym i tak seksownym głosem tuż przy moim uchu, a Twoje słowa ledwo do mnie docierają, bo znowu moim ciałem zawładnął spazm odczuwanej przyjemności w momencie, gdy czuję, że i Ty przeżywasz podobne ekscesy. 

Nie idę pod prysznic Nie odsuwam się ani o centymetr od Ciebie. Nie spycham z siebie Twojego ciała. Nie. Ja cię chłonę. Zapamiętuję Twój zapach; smak skóry; kształt mięśni pleców; pojawiające się na nich pręgi i zaczerwienienia po moich paznokciach; kolor, długość i ułożenie włosów; intensywność odcieniu zieleni tęczówek; niewielki zarost; zawsze kąśliwy uśmiech... Muszę cię zapamiętać już na zawsze Łukaszu...

Zasypiam obok ciebie już ostatni raz. Przytulam się to Twojego rozgrzanego torsu już ostatni raz. Wdycham Twój męski zapach już ostatni raz. Delikatnie głaszcze Twój bark już ostatni raz. Całuję delikatnie Twoje usta już ostatni raz. Szepczę ciche "kocham Cie" już ostatni raz. Patrzę na Twoje uśmiechnięte usta i zamknięte oczy już ostatni raz. Spoglądam na Twoje idealne, śpiące ciało, na Ciebie już ostatni raz...

Znajduję swoje porozrzucane ubrania, zakładam je, zostawiam liścik na poduszce i wychodzę.

- Kocham Cię, ale nie mogę wybaczyć sobie tego, co chciałam zrobić...




On.


Dlaczego mam wrażenie, że dzieje się coś złego? Dlaczego czuję, że będzie źle? Dlaczego nie da się cofnąć czasu o te kilka godzin i go zatrzymać? Dlaczego nie czuję Twojego oddechu na klatce piersiowej? Dlaczego nie czuję ciężaru Twojej głowy, spoczywającej na moim ramieniu? Dlaczego szukając ręką Twojego drobnego ciała natrafiam tylko na poduszę i zimną pościel? Dlaczego po otworzeniu oczu nie widzę Twoich roześmianych oczu, gdy siedzisz w fotelu na przeciwko mnie? Dlaczego Cię nie ma?!   

Odnajduję tylko skrawek papieru, leżący na prześcieradle. Czytam każde słowo kilka razy i dźwięczy mi w głowie ostatni wyraz  " Żegnaj ".  Dla mnie nie ma zwykłego słowa. Jest tylko ukucie w sercu. Tak strasznie boląca dla oczu pustka w łóżku. To zimno płynące z drugiej połowy materaca. Bez zawahania zrywam się z łóżka, z powrotem zakładam wczorajszą koszulę, spodnie, marynarkę i wybiegam z pokoju.

Nie pozwolę uciec Ci po raz kolejny. Nie stracę cię na następne kilkanaście lat albo na zawsze. Nie pozwolę, żebyś zniszczyła życie nie tylko mi, ale i sobie, bo wiem, że kocham Cię z wzajemnością. Nie pozwolę sobie na poddanie się. Nie teraz, kiedy wiem, że innej już nie będzie. Nie teraz, kiedy jestem pewien, że nie będąc z Tobą uschnę jak roślina bez wody. Musimy tworzyć symbiozę, bo inaczej oboje rozpadniemy się na małe kawałeczki. Powili, ale skutecznie...

- Szybko na lotnisko!
- Panie, spokojnie... Jak kocha, to poczeka...
- Ale co z tego, że kocha, jak boi się tego?
- To jedziemy panie, bo tu o poważną sprawę chodzi - taksówkarz puszcza mi oczko i rusza z piskiem opon. Kompletnie nie wiem, gdzie mnie wiezie, ale gdy po chwili słyszę silniki samolotów, wiem, że w odpowiednie miejsce. Wiezie mnie do ciebie, żebym mógł uratować nam życie...

Wbiegam do wielkiego budynku i rozglądam się płochliwie. Gdzie ty do cholery jasnej jesteś? Biegam już od kilku minut i nadal nie mam żadnych wieści na temat tego, gdzie jesteś. Boże, proszę pomóż...  

- Pasażerowie lotu do Paryża proszeni są do odprawy na terminal 3.

Teraz już wiem. Paryż to Twój drugi dom. Zawsze marzyłaś  żeby zamieszkać tam, żeby spróbować życia w tym mieście, więc na pewno wybierasz się tam. Biegnę tam. Wielki tłum. Masa ludzi Krzyk, hałas, harmider. Każdy chce coś, a nikt nie zdaje sobie sprawy, że jeśli Cię nie znajdę teraz, to już na zawsze mi przepadniesz. Już na zawsze pozostanę sam. Już na zawsze jedyną kobietą, którą będę kochać będziesz ty, nawet jeśli nie będzie ciebie przy mnie.

- Marcelina! - krzyczę, ale nie słyszę odpowiedzi. Każdy patrzy się na mnie, jak na jakiegoś chorego psychicznie człowieka, bo stoję ubrany w spodnie od garnituru i źle pozapinaną koszulę, ale teraz dla mnie liczysz się tylko Ty. Liczy się odnalezienie Ciebie. - Marcelina, ja cię kocham!!! - krzyczę jeszcze głośniej, gdy zostaję zupełnie sam. Nie znalazłem Cię. To moja wina i nie mogę nikogo obwiniać. Nie mogę również podnieść się z kolan i wrócić da hotelu. Nie potrafię, bo straciłem ciebie. 

Siedzę tak jeszcze dziesięć minut. Każda mijająca mnie osoba, pyta czy wszystko jest w porządku, a kurwa nic nie jest w porządku... Kompletnie nic. Podnoszę się wściekły, ale nie potrafię iść. Nie potrafię wydać polecenia moim mięśniom, bo czuję, że to jeszcze nie ten moment, że powinienem chwilę poczekać. Siadam na ławce i chowam głowę w dłonie, nie kryjąc łez. Płaczę... Pierwszy raz od momentu, gdy byłem dzieciakiem i pozwoliłem  żeby wszystko rozpadło się pomiędzy nami po raz pierwszy. Płaczę, bo teraz już wiem, że straciłem cię na zawsze. Wiem, że będę już musiał do końca żyć sam. Żyć bez ciebie...

- Przepraszam, ale ja chyba wiem, jak mogę panu pomóc...
- Nikt nie może mi pomóc... Wszystko spieprzyłem... - odpowiadam nawet nie patrząc na współrozmówce. 
- Ale ja wiem, że kilkadziesiąt metrów stąd siedzi dziewczyna z walizką i robi dokładnie to samo, co pan. Płacze i zarzuca sobie, że wszystko spieprzyła... Tam siedzi pani Marcelina... - wskazuje w prawo.
 - Dziękuję! - krzyczę w biegu. 

Biegnę. Ile sił w nogach.najszybciej jak tylko się da. Nawet Dzik biegł wolniej w żołędzie niż ja teraz. Nie liczą się obolałe mięśnie, poocierane stopy, krzyk obsługi, że nie wolno. Nie liczę się już tylko ja sam, ale na pierwszym miejscu jesteś Ty. Biegnę po swoje szczęście. Biegnę po Ciebie.

- Marcelina, daj mi chociaż coś wyjaśnić. Proszę porozmawiajmy - kucam przed Tobą i wpatruję się w Twoje zakłopotanie. 
- Tu nie ma co wyjaśniać... - wstajesz, a ja za Tobą i w ostatniej chwili łapię cię za łokieć i przysuwam do siebie, obejmując ramionami, blokując w ten sposób próbę ucieczki. - Puść mnie... proszę...
- Nie... Nie pozwolę ci odejść, wiedząc, że byłby to nasz największy błąd w życiu. Nie pozwolę ci odejść, bo cię kocham jak wariat i wiem, że ty czujesz to samo, bo inaczej nie reagowałabyś tak na moją osobę. Nie cieszyłabyś się z mojego widoku, uśmiechu, wygranego meczu. Nie całowałabyś mnie na dzień dobry, dobranoc, po każdej wygranej i porażce. Nie pozwoliłabyś mi znowu pojawić się w Twoim żuciu, jeśli nic być do mnie nie czuła... Nie pozwolę sobie na ten ból, gdy ciebie nie ma obok... Kocham Cię i chcę przeżyć całe moje życie z Tobą. Chcę być Twoim mężem. Chcę mieć z Tobą dzieci, wychowywać je, kłócić się o to... Chcę żyć z tobą... Chcę, żebyś została w Polsce na stałe... ze mną...  - milczysz.

Jedna sekunda. Druga. Piąta. Dziesiąta. Trzydziesta. Sześćdziesiąta... Mija minuta, a ty milczysz, patrząc się tylko w dal za mną  Nie chcę być odrzucony. Nie chcę poczuć się jak zabawka, którą być może się zabawiłaś. Nie chcę być jak mały szczeniak, który po Świętach Bożego narodzenia ląduje w schronisku, bo okazuje się, że nie da rady się go wychować. Nie chcę cierpieć tak jak za pierwszym razem. Nie chcę, nie zniosę tego...

- Zostaniesz?
- Łukasz ja... 


~*~*~
Wiem, że skończyłam w złym momencie, ale musiałam, bo już za tydzień pojawi się tu Epilog, a raczej taka nasza niespodzianka pod tą nazwą. :P 
Taki koniec rozdziału nie zamyka nam możliwości na pisanie epilogu, który już z resztą jest, ale co tam. Nie powiem jak się skończy ;P
Kurcze smutno mi się robi, bo musimy się już niedługo żegnać, a to opowiadanie i cała moja znajomość z Maniek dała mi na prawdę wiele, ale to już za tydzień o tym ;)
Jak coś, to na http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/ pojawił się nowy ;)
Ściskam, całuję, i ozdrawiam z Pochmurnego łódzkiego, 
Dzuzeppe :*
Ps. Dziękujemy za nominację do Libster Awards, ale chyba nie ma sensu to, żeby teraz tworzyć zakładkę, bo blog już się kończy, ale postaramy się jakoś na waszych blogach odpowiedzieć na pytania ;)
Ps 2. Jako że ogórki wpłynęły na nas zadziwiająco, chcemy zaprosić Was na nowego bloga :)  Skąpani w świecie samotności, odnajdujemy się w ciemności :D

6 komentarzy:

  1. Przez cały rozdział czułam ze ona jednak odejdzie i się nie pomyliłam. Chyba poznałam Marcelinę na tyle dobrze że znałam ten jej krok. Ona się zwyczajnie boi, boi tak jak wiele z nas. Kiedyś ktoś mi powiedział ze miłość należy od odważanych bo miłość jest ryzykowna, potrafi dając największe szczęście jak i nieszczęście, radość i rozpacz. To wszystko jest w waszym opowiadaniu. Łukasz pokazuje że chce , że będzie walczyć, ale Marcela musi mu pokazać ze również tego chce mimo że bardzo się boi.
    Nie chcę się żegnać z tą historią bo Łukasza tak mało w tym świecie opowiadań. Nie chcę się żegnać z waszym duetem, dlatego mam nadzieję że jeszcze coś razem stworzycie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyyyynyyyy... serio chcecie to zakończyć? Chcecie tak po prostu się z tym pożegnać? Chcecie mi sprawić taki ból? buu... ja się przyzwyczaiłam do tego opowiadania, pokochałam je :)
    Ja, ja wiedziałam, że tak będzie. Nie mogło być tak po prostu dobrze, prawda? Nie mogła mu wpaść w ramiona i zostać, bo to by było za proste, nie? Musiała uciec. Znowu.
    Ty razem Łukasz się postarał i wiedział gdzie szukać. Pjona Kadziu! :D
    Mam nadzieję, że zostanie, bo po prostu ja ją dorwę nawet i w tej jej Francji i jej nakopię, na serio mówię. Wiedz wiecie, lepiej nie ryzykować :P
    buźki ;*
    Zakręcona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojeej, przeczytałam całość w dzisiejszy wieczór. Piękna historia :)
    Z Kadzia jestem bardzo dumna, chyba każda kobieta zostałaby po takim wywodzie, nie? (powiedzcie, że ONA też, co?)
    " Nawet Dzik biegł wolniej w żołędzie niż ja teraz." - tekst dnia :D
    p
    G
    bardzo czekam na zakończenie :) dajcie im trochę szczęścia!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłoby za kolorowo jakby się zgodziła zostać, i dać im szanse ;p Jesteście okrutne! ^^
    Dzisiaj uświadomiłam sobie, że nie wiem czego ona się boi? Wie, że Łukasz ją kocha, nie czuje urazy, że nie powiedziała prawdy, a ona nadal ucieka.
    Mam nadzieję, że Łukaszowi uda się przekonać Marcelinę do zostania.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, że już żegnacie :C Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Czekam z niecierpliwością na nastepny ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze mam nadzieje, że da się przekonać i zostanie nie tylko w Polsce, ale i z Łukaszem. Ok boi się, ale jak nie zaryzykuje to nigdy nie będzie szczęśliwa, bo będąc daleko od Łukasza unieszczęśliwia się. Mam nadzieje, że postąpi mądrze i da sobie okazję do szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń