wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 12





Ona.


Wraz z Klaudią wróciłyśmy od naszych kochanych dziadków z Krakowa. Nie brałyśmy ze sobą facetów, bo to miał być taki babski wypad. Tak czy siak, chłopaki co chwilę do nas dzwonili i pytali się czy wszystko okej. Doprowadzali nas tym do jasnej gorączki, jak to faceci.
Nasza babcia jest wspaniała. Kobieta ma 70 lat, a dalej świetnie się trzyma. Jedzenie nadal jest tak przepyszne jak kiedyś. Tak samo dziadek, który zachowuje się prawie jak nastolatek. 
Przyjechali również Rodzice Klaudii. No i wtedy zaczęła się kłótnia, gdyż moi wujkowie nie mogli zrozumieć czemu Fabi nie przyjechał z Klaudią. Przecież, dla nich to było nie do pomyślenia, aby ona jeździła na święta do rodziny bez narzeczonego. Ale jak to mówię "Life is brutal, maleńka!". 
Kolację spędziliśmy w bardzo miłej atmosferze, także nie ma na co narzekać. Prezenty, czyli jak dla mnie najmniej ważna rzecz, też były wspaniałe i trafione. Dziadkowie, nie chcieli abyśmy z Klaudią wracały o tej porze do domu, więc nocowałyśmy u nich. Mogłyśmy jeszcze jechać do wujków, ale ja lepiej czułam się dziadków. Nie żeby coś, no ale...
Na następny dzień wróciłyśmy do Warszawy i mój chłopak (dziwnie to brzmi) zadał mi pytanie.
-Kochanie, idziesz ze mną na Sylwestra?
-A mam inny wybór?- pytam z nadzieją.
-Nie.
-No właśnie, to co się głupawo pytasz.
-Czyli się zgadzasz?
-Raczej nie inaczej.- miałaś powiedzieć nie! Déjà vu, idź w cholerę!



Zaś jak głupia zgodziłam się na pojechanie gdzieś z Łukaszem. Tyle że tym razem to Sylwester z jego znajomymi. Tyle dobrze, że Klaudia wraz z Fabim będą, bo inaczej coś bym sobie zrobiła. Cholera jasna, czemu ja nie jestem asertywna? A tym bardziej przy Kadziewiczu? To ludzkie pojęcie przechodzi...

Mam mało czasu, bo oczywiście musiałam być an zakupach z Łukaszem. Fajnie, że wszystko mi funduje, ale sama też sobie umiem coś kupić. Wcisnęłam się we wcześniej zakupioną sukienkę i do tego buty również zafundowane, przez pana siatkarza.

Czasu coraz mniej, a ja nadal nie jestem gotowa. Latam po domu jak głupia, byleby wyrobić się w czasie. Z włosami praktycznie nic nie robiłam, tylko spięłam. Z makijażem się trochę na męczyłam, ale efekt mi się podoba. W sumie jestem już gotowa, teraz tylko czekam na Łukasza. Po jakimś czasie zjawia się w domu i wita mnie namiętny pocałunkiem.

- Ślicznotka z ciebie, nie wiem czy wiesz?

- Uświadamiasz mi to codziennie.

- Mam tylko takie jedno pytanko... czy ta sukienka nie jest zbyt krótka?

- Pieprz się.

- Z tobą zawsze.- odpowiada z uśmiechem na twarzy. Idziemy do taksówki, która podwozi nas do wyznaczonego klubu. Kiedy wchodzimy do niego widzimy już gromadkę siatkarzy, którzy przyszli świętować Nowy Rok. Sama znane twarze. Mój entuzjazm jest porównywalny do zachwytu, gdy ogłaszają kolejny odcinek „Mody na sukces”.

Widzę Fabiana z Klaudią, czyli jest okej. Potem Paweł wraz ze swoją żoną. Wszyscy przedstawiają się mojej osobie, a ja im również. O godzinie 22.30 po wypiciu kilku głębszych zaczyna się zabawa. W obroty bierze mnie Krzysiek Wierzbowski. Chłopak ma smykałkę do tańca... albo po prostu po wypiciu trunku umie się zabawić. Cholera wie, ważne że fajnie się z nim tańczy. Potem tańczę z Pawłem, którym już rzygam. Cały czas ze mną gada, zamiast interesować się swoją żoną. Jednakże wkurzyłam się i zwróciłam mu uwagę, a dokładniej mówiąc „Obok ciebie siedzi twoja żona, a ty gadasz z dziwką. Tak dalej Paweł!”. Jego żona- Kasia- zaczęła się śmiać i mówiła, abym tak surowo siebie nie oceniała. Ciekawe co by powiedziała, gdyby znała prawdę...

Po jakimś czasie wszyscy zaczęliśmy się zbierać na dworze. Odliczaliśmy sekundy do Nowego Roku. Kiedy wybiła godzina 0:00 na niebie rozbłysły się różnorodne fajerwerki.

- Kocham cię, Marcelina.- usłyszałam przy moim uchu. Obróciłam się do Kadziewicza i wpiłam się w jego usta.

- Ja ciebie też.

- To się cieszę.- usłyszałam w odpowiedzi i wtuliłam się w niego. Potem podeszli do nas Klaudia z Drzyzgą. Życzyli nam wszystkiego co najlepsze, my im też. Jednakże ja zrobiłam coś czego nigdy w życiu nie uczyniłabym.

- Fabian, nie przepadamy za sobą, ale chcę żeby w tym roku między nami była sztama. I żeby ciągnęło to się przez całe życie. To jak?- wyciągnęłam do niego dłoń,a on mnie przytulił. Po chwili skradł mi całusa w policzek.

- Sztama.



Bawiliśmy się w tym klubie do dobrej 4 nad ranem. Ekipa z którą tam byliśmy była nieziemska. Zresztą inni goście w tym klubie także byli wspaniali. Podeszli do nas, zagadali i spędzali z nami czas. To był chyba najbardziej udany Sylwester w moim życiu. Tak jak sobie obiecywała, nie piłam. Byłam w miarę trzeźwa, więc pojechałam do mieszkania Kadziewicza. Dlaczego, zapytacie. Otóż pan siatkarz był za przeproszeniem tak najebany, że na nogach nie umiał ustać. A ja biedna Marcelinka mu pomogłam, bo cóż mogłam uczynić? Na pastwę losu go chyba nie zostawię, co nie?

-Kotku, kochaj się ze mną. Proszę.

-Z pijakami nie śpię.- ściągam z Łukasza marynarkę i wszystko po kolei. Zostawiam go tylko w bokserkach i ciągnę do sypialni.

-Ale czemu, dzióbku. Przecież ja cię tak kocham...

-Kadziewicz, nie wkurzaj mnie tylko idź spać.- mówię spokojnie. Jednak mam na niego wielką ochotę, ale z alkoholikiem nie sypiam, przykro mi.

-A będziesz przy mnie?

-Cały czas, tylko błagam idź spać.

-To połóż się koło mnie, bo nie zasnę...

-Dasz mi się rozebrać?

-Nie. Sam cię rozbiorę.- już wstaję z łóżka i chwiejnym krokiem do mnie podchodzi. Odpycham go, a on zaś ląduje na łóżku.

-Sama sobie poradzę. Idź spać.

-Marcela...

-Czego?!- krzyczę, a on jak małe dziecko skula się. Aha. Fajnie.- Idź spać, albo już nigdy nie będzie seksu, jasne?

-Mhm.- odpowiada i kładzie się na poduszce, po czym zasypia. W spokoju mogę zadzwonić do mojej kuzynki, gdyż jej narzeczony też najebał się w trzy dupy... i to są niby sportowcy.

-Klauduś, żyjesz

-Ja tak, ale Fabian umiera...

-Czemu?

-Za dużo procentów we krwi.

-Normalka. Ale dałaś radę go donieść na górę?

-Tak, dałam. Tyle, że cały czas wygadywał mi jakieś brednie... co alkohol robi z człowiekiem.

-Wiem coś o tym.- sama byłam w takiej sytuacji,a el to tylko szczegół. Nie musisz o tym wiedzieć, kuzynko.- Łukasz też wygadywał głupstwa. Taki typ człowieka...

-Chyba, że dodali coś do tych wódek.

-Może, może. Dobra ja idę spać, do dzisiaj.- Klaudia się zaśmiała.

-Pa śpiochu.- rozłączyłam się, po czym położyłam się na łóżku w sypialni Łukasza. On już smacznie chrapał, a ja nie umiałam zasnąć. Leżałam, a powieki ani trochę nie drgnęły. Przytuliłam się do Kadziewicza i od razu odleciałam. Magia!


~*~*~
Eloelo, trzy dwa zero! 
Maniek, jak zwykle nie umie dodać rozdziału na czas. Ale ja wszystko zwalam na moich znajomych, którzy zabierają mi cenny czas! Wszyscy wraz ze mną mają wakacje. Więc mnie częściej w domu nie ma niż jestem. ;3 Ale tak czy inaczej oddaje wam dupiaty rozdział. Dzisiaj bez Kadzia, bo wena ucieka, ale mijemy nadzieje, że powróci. ;]
Chciałabym również poinformować, że na Add me wings pojawił się nowy rozdzał i ja osobiście, serdecznie was na niego zapraszam, bo dzieje się ;D
Pozdrawiam, Maniek. Yoł!
A teraz ponownie idę topić smutki w lodach po przegranej naszych chłopców. :c Niech ten Egipski sędzie wypierdziela liczyć piasek na pustyni! 

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 11


On

Dzień za dniem mija. Mecz za meczem kończy się albo wygraną, albo porażką. Na dworze coraz bardziej daje się we znaki zimowy klimat, o świątecznym już nie wspominając, bo chyba na każdej ulicy świecą już świąteczne lampki, a centrum zawalone jest choinkami na sprzedaż. Kieruję się właśnie tam, by jedno drzewko zakupić. Nie będzie ono jednak stać u mnie w salonie, a u Marceliny, bo to właśnie ma być ta jedna z wielu niespodzianek. Kupuję jeszcze jakieś bombki, bo nie wiem, czy ma coś takiego w mieszkaniu.

Godzinę później jestem już pod jej klatką. Moja walizka czeka już w bagażniku, gdzie również za chwilę dołączy też i Twoja, ale najpierw drzewko bożonarodzeniowe. Chwytam je, zamykam samochód i udaję się pod odpowiednie drzwi. Pukam, a już po chwili drzwi się otwierają.

- Łukasz... Co to jest? - wskazujesz na drzewko. Odpowiadam, że to choinka, a ty nadal stoisz z wybałuszonymi oczami. Łapię cię za rękę i wprowadzam do salonu, uprzednio zamykając drzwi. - Ale Łukasz, po co mi choinka, skoro mamy jechać do Twoich rodziców?
- Po ty, byś poczuła się tutaj, tak jak w prawdziwym domu, a nie tylko czterech ścianach, które nic nie znaczą, a tylko zapewniają schronienie. Zapraszam do zabawy...

Dwie godziny później jesteśmy już w drodze do Dobrego Miasta. Choinka wyszła nam chyba nawet ładnie, ale to już zasługa Marceli, bo to ona kierowała moimi rękoma, siedząc mi na plecach. Dobrze, że chociaż spakowała się wcześniej, bo za dużo czasu byśmy stracili. Teraz śpi. Tak słodko, naturalnie, delikatnie... Tak jakby była z porcelany, która kosztuje krocie, a najdrobniejszy ruch może spowodować jej roztrzaskanie.  Taka właśnie jesteś Marcelino. Z pozoru twarda jak kamień, a w środku krucha jak suchy piasek pozbawiony wilgoci.

- Marcelina... Kotek, budzimy się - mówię po zaparkowaniu samochodu na zaśnieżonym podjeździe obok domu. Czyli już wiem, co będą robił wieczorem - Kotek wyskakuj, ja wyjmuję już walizki. Odpowiadasz tylko cichym "yhm", lecz nadal siedzisz w pojeździe. Podchodzę do Ciebie i patrzę w te Twoje ciemne oczy, które sprawiają wrażanie zagubionych - Będzie dobrze. Moi rodzice na pewno będą szczęśliwi, że wreszcie Cię poznają.
- Mam taką nadzieję - chwytasz mnie ufnie za ręką i powoli zmierzasz ze swoim bagażem do drzwi.
- Dzieci, na reszcie jesteście - podbiega do nas moja mama i od razu łapię z Tobą kontakt.

Rodzice są zauroczeni Zasiewską... Zasiewską...nie to nie możliwe... 

Po objedzie mama porywa Cię do kuchni pod pretekstem pomocy w przygotowaniu jutrzejszej kolacji Wigilijnej, lecz wiem, że za pewne będzie chciała Cię o wszystko wypytać. Ja ubrany w dresy, ciepłą kurtkę i buty odśnieżam z tatą podjazd.

- Musisz ją bardzo kochać, prawda synu? - nie odpowiadam  tylko kiwam głową, robiąc sobie drobną przerwę - Chyba nawet bardziej niż Gosię, jak się pobieraliście... Marcelina to na prawdę bardzo miła, ciepła i otwarta dziewczyna. Nie wiem czy zasługujesz na nią...
- Tato, proszę...
- Daj mi dokończyć... Łukasz, synku, proszę nie zepsuj tego po raz drugi.
- Tato o czym ty mówisz? - nie mam pojęcia, co oznaczają te słowa. Skąd mam niby wiedzieć, o co mu chodzi?
- O niczym synku... Walcz o nią za wszelką cenę, bo taka dziewczyna nie trafia się kilka razy w życiu, chyba, że działa wtedy przeznaczenie, które wie lepiej, co jet człowiekowi potrzebne.

Nic już nie rozumiem. Jakie przeznaczenie? Jakie nie zasługujesz? Jaka druga szansa? Przecież ja się tylko zakochałem...

Kolacja mija w podobnej atmosferze, co obiad, tyle tylko, że ja się nie udzielam. Siedzę sobie tylko i od czasu do czasu coś zjem. Cały czas myślę o tych słowach taty i kompletnie nie wiem, co one mogą znaczyć.

- Dzieci, pościeliłam Wam razem u Łukaszka w pokoju. 
- To ja dziękuję już. Pójdę wziąć kąpiel. Dobranoc państwu... - mówisz i wstajesz od stołu

Następne sekundy, potem minuty, aż w końcu godzina, przez którą nie myślę o niczym innym, niż o Tobie i słowach taty, ciągną się w nieskończoność. Te myśli nie odpuszczają nawet pod prysznicem, który bardzo szybko kończę i kładę się już w łóżku.  Nic nie pomaga. Te cholerne słowa.

Wreszcie wchodzisz do pokoju przebrana piżamę i kładziesz się obok mnie. Twoje włosy są jeszcze lekko wilgotne, ale takie pachnące, miłe w dotyku, takie delikatne. Przysuwasz się, a ja odwracam się w Twoją stronę i patrzę Ci prosto w oczy. Mimo że w pokoju panuje prawie całkowity mrok, a jedynym oświetleniem jest lampa uliczna, widzę, że znajdują się w nich takie małe dwa ogniki, których jeszcze dwa miesiące temu nie było.

- Kocham Cię skarbie - lekko dotykam Twoich ust. Po chwili przysuwasz się jeszcze bliżej i oboje zasypiamy.


Ona

Wigilia... Czas radości, spędzany zazwyczaj w rodzinnych stronach w miłym i przyjaznym towarzystwie. Jedno z najważniejszych świat w kalendarzu dla każdego Polaka, katolika, czy nawet  człowieka niewierzącego w Boga. Po prostu czas wolny, wyjątkowy, który chciałoby się, żeby trwał dłużej, lecz niestety jest inaczej.

Taka jest definicja Wigilii dla statystycznego człowieka, lecz nie dla mnie. Ja odczuwam to święto jako pustkę, samotność, smutek, wieki ból... Szósta rocznica śmierci moich rodziców, a dla mnie ten czas nadal nie jest radosny. Może to dla tego, że do tej pory nie było przy mnie kogoś, kto potrafiłby mnie w tym dniu uszczęśliwić. Może to właśnie o to w tym wszystkim chodzi?

Od rana miałam ogrom prac zleconych przez mamę Łukasza. Dziwię się jej, jak i panu  Najpierw pieczenie sernika. Trzeba było się jednak nie chwalić wczoraj przy kolacji. Następnie przygotowanie stołu na kolację, a teraz, już razem z Łukaszem, który prawie cały poranek spędził na dworze, ubieranie choinki. Chyba mamy już wprawę, bo robimy to już drugi raz razem, a następne drzewko wygląda wspaniale. 

- Dzieci, jak wy pięknie razem wyglądacie pod tą jemiołą - oboje unosimy  głowy do góry i rzeczywiście stoimy pod świątecznym symbolem miłości - Wypada się chyba teraz ładnie pocałować - Twoja mama nie daje za wygraną.
- Mamo, pozwól, że pocałuję moją dziewczynę w moim pokoju, jak się szykować do kolacji będziemy - uśmiechasz się do wszystkich i chwytając mnie za rękę, ciągniesz na górę.
- Tylko się nie spóźnijcie, bo o siedemnastej przyjeżdżają dziadkowie... - krzyczy Twój tato, ale ty nie zwracasz na to uwagi.

Gdy tylko zamykasz drzwi na klucz, od razu dopadasz do moich ust. Nie jesteś porywczy, tylko z delikatnością je całujesz, gładzą moje plecy. Czyżbyś się czegoś bał? Jeszcze nigdy tak mocno mnie nie tuliłeś... Jeszcze nigdy nie całowałeś z takim smutkiem w oczach, jakbyś miał mnie zaraz stracić... Ale przecież to ja o tym decyduję, nie ty... Ty masz tylko mnie nie rozpoznać.

- Marcelina, obiecaj mi coś, proszę - mówisz błagalnym głosem.
- Ale co mam ci obiecać? - pytam, bo kompletnie nie wiem o co ci chodzi.
- Obiecaj mi, że zawsze będzie mówić mi prawdę - tylko czy ja jestem prawdę, czy tylko Twoim złudzeniem ideału?
- Obiecuję- nie wiem, jak mogłam to powiedzieć... Nie mogę przecież teraz kłamać.
- Dziękuję - opierasz swoje czoło o moje i patrzysz w oczy - Wiem, że no to, co teraz powiem, może być za wcześnie, ale czuję, że cholernie Cię kocham... Że stajesz się najważniejsza...

Wypadało by odpowiedzieć to samo, ale przecież obiecałam ci, że nie będę Cię okłamywać, więc co mam powiedzieć? Nie mogę powiedzieć, że nic do ciebie nie czuję, bo to strasznie Cię zrani, nie mogę również powiedzieć, że dzięki Tobie żyję... Więc co mam odpowiedzieć?

- Łukasz, proszę nie wymagaj ode mnie deklaracji... Ja jeszcze tego nie wiem, ale czuję, że też zaczynam coś do Ciebie czuć... - mówię bez przekonania.

Zaczynam, czy to wszystko co działo się kilkanaście lat temu, czyli moje uczucia do ciebie zaczynają się odradzać? Czy to możliwe, że mogę Cię jeszcze kochać, ale jako tego chłopaka z przeszłości? Przecież ja Cię nienawidziłam... Właśnie... to było w czasie przeszłym. Teraz jest inaczej.

- Łukasz ja... ja chyba jednak cię kocham... - wypowiadam te słowa, i czuję, że są one w całej pewności prawdą - Kocham cię - teraz to ja łapczywie rzucam się na ciebie.
- Jestem głupkiem, który wreszcie znalazł drugą połowę siebie...

Godzinę później schodzimy już na dół do salonu. Ty ubrany w chyba najlepszy garniak, jaki masz i ja ubrana w sukienkę i wysokie szpilki, dzięki którym choć trochę mogę dorównać ci wzrostem, że spokojnie mogę patrzeć Ci prosto w oczy. Gdy jesteśmy już na dole, rozbrzmiewa dzwonek do drzwi, a Ty idziesz je otworzyć.

- Łukaszku, jakiś ty duży. Schyl się, żebym cię tu ucałować mogła - to jego babcia, którą przecież już kiedyś poznałam - O widzę, że ty nie sam... Jadwiga Kadziewicz, miło mi Cię drogie dziecko poznać - podaje mi rękę i mocno mnie przytula, jak tylko lekko uginam kolana.
- Marcelina Zasiewska, mi również - tak samo witam się również z Twoim dziadkiem Marianem.

Do Twojego rodzinnego domu przybywają również inni członkowie rodziny, jak siostra z mężem Twojej mamy, dziadkowie ze strony mamy oraz brat Twojego taty z rodziną. Wszyscy są szczęśliwi, radośni, że i mi udziela się ta atmosfera. Każdy z nas dostaję opłatek i zaczynają się życzenia.

- Marcyś, ja życzę Ci tylko, żebyś już na zawsze była szczęśliwa i żebym w Twoich oczach nadal mógł widzieć te dwa ogniki, które tak zawzięcie świecą - mówisz mi na ucho i składasz pocałunek na ustach.

Przy stole siedzimy obok siebie. Każdy z gości zachwala kuchnię Twojej Mamy oraz mój sernik. Każdy z gości próbuje każdej z dwunastu potraw. Na chwilę wychodzisz gdzieś zostawiając mnie samą. Po chwili jesteś już s powrotem, ale nie jesteś sobą... Jesteś Świętym Mikołajem. Dzieciaki mają ogromną frajdę, a ja nie mogę wytrzymać ze śmiechu, słuchając, jak próbujesz zmieniać głos... Marny z Ciebie aktor, ale za to świetny siatkarz.

- Pan Łukasz Kadziewicz to tutaj? - pytasz się, a dzieci ci odpowiadają - To poproszę do mnie jego dziewczynę - wskazujesz na mnie - Czy Łukasz był grzeczny? - pytasz, gdy siedzę już na Twoich kolanach na fotelu przy kominku.
- Oczywiście, drogi Mikołaju. Łukasz to przecież istny aniołek - śmieję się.
- To masz dziecko ten jego prezent, jak i swój, tylko pocałuj tu pięknie Mikołaja w policzek - wykonuję Twoje polecenie - A teraz Chodź ze mną drogie dziecko, odprowadzisz mnie do moich sani, które zostawiłem za dworze - ciągniesz mnie za sobą, chwytając nasze płaszcze, do drzwi, a potem do garażu.
- Więc Święty Mikołaju, tutaj są te Twoje sanie - podchodzę zalotnie do ciebie, gdy zdejmujesz przebranie i chwilowo jesteś tylko w spodniach i charakterystycznej czapce - Przystojny jest pan, panie Święty - całuję Cię lekko w klatkę piersiową.
- A nawet panienka nie wie, jaką piękną dziewczynę ma ten Święty - śmiejesz się - Wysoka, szczupła, z długimi nogami i pięknymi oczami, które świecą... Kocham cię - teraz to ty mnie całujesz - Wracajmy, bo jeszcze pomyślą, że Mikołaj Cię porwał.

Ubierasz się w koszulę, a ja pomagam wiązać ci od nowa krawat. Od zawsze nie umiałeś tego robić i nadal się nie nauczyłeś. Zakładamy nasze płaszcze i wchodzimy do domu. Wszystkim mówimy, że gdy Mikołaj już odleciał, ty wróciłeś z kotłowni i tak się spotkaliśmy. O północy stoimy oboje już w kościele. Tulisz się do moich pleców, ogrzewając je, a mi jest, tak strasznie przyjemnie... Tak jakby to już na zawsze miało być moje miejsce... Moje miejsce przy Tobie...


~*~*~
No i znowu jestem ja :)
Przepraszam, że tak jakoś długo mi to wyszło, ale jak jest wena, to trzeba korzystać, a nie chciałam rozbijać świąt na dwa rozdziały, bo to nie będzie kolejna "Moda na sukces", tylko krótka historia, która nie ma nic wspólnego z życiem rzeczywistym. 
Wiem, że nie za bardzo teraz pasuje Boże Narodzenie, ale pomysł na opowiadanie zrodził się w naszych głowach w marcu, a czekać na początek publikowania nie mogłyśmy do listopada, żeby akurat wypadło. Przepraszamy, jak coś :)
Zapraszam również na 19 rozdział na Add me wings, gdzie trochę poplątałam chyba :)
Wszelkie zaległości postaram się uzupełnić jutro, a w zasadzie to już dziś :D i przez cały następny tydzień, bo wreszcie mi się trochę zluzuje i będę mieć więcej czasu.
Pozdrawiam, 
Dzuzeppe :*


niedziela, 9 czerwca 2013

Rzodział 10


-Siemano Fabi!- krzyczę do ucha siatkarzowi. Ten podskakuje i patrzy się na mnie z mordem w oczach.
-Co ty taka w skowronkach?
-Może powiesz przynajmniej cześć. Wtedy będę się lepiej czuć.
-Cześć, pasuje?
-Jak najbardziej.
-To co ty jesteś taka szczęśliwa, hę?
-Na zakupach byłyśmy, więc się nie dziw.- odpowiada za mnie Klaudia i ciągnie mnie do sypialni.
-A co kupiłyście?- pyta Drzyzga opierając się o futrynę drzwi. Klauduchna bierze ode mnie torbę z zakupami i wyciąga z niej sukienkę
-To będzie jej sukienka na nasze wesele! Co o niej sądzisz?
-Ładna, naprawdę ładna. Ale jakoś Marceli w niej nie widzę...
-Ona i tak jeszcze z dziesięć razy zmieni zdanie.
-I tak nie wydaje mi się, że Marcelina wygląda w niej jakoś szałowo...
-Dawaj ją.- wyrwałam sukienkę z rąk mojej siostry i poszłam się w nią przebrać. Po powrocie z łazienki pokazałam się narzeczonym w tej sukience. Oboje zachwycali się moją figurą i wyglądem. Potem przebrałam się w normalne ciuchy i poszłam całej naszej trójcy zrobić kawę. W międzyczasie dostałą wiadomość od Łukasza, aby dzisiaj się spotkać. Przyjedzie po mnie o godzinie 19.00 i ma dla mnie niespodziankę. Ciekawe co to takiego...
-Słuchasz mnie?- przed oczami miga mi dłoń Fabiana.- Co ty o niebieskich migdałach myślisz?
-Nie, ja myślę o zielonych.
-Słyszałem, że z Łukaszem flirtujesz...
-Skąd wiesz?
-Od ptaszków.- mogłam się domyślić.
-Klaudia! Nie żyjesz!- wydarłam się na całe mieszkanie. Fabi miał w dupie moje krzyki i kontynuował.
-Wiesz to nic wstydliwego ani strasznego być dziewczyną siatkarza, a tym bardziej Kadziewicza.
-Dlaczego sądzisz, że jestem jego dziewczyną?
-Powiedziałaś Kladuchnie, że jesteście razem...
-Chyba! Słowo chyba zmienia postać rzeczy.
-Dla mnie różnicy nie ma.- wyszczerza się, a ja mam go dość.
-Dla mnie jest ona to duża. Zresztą ciebie najmniej powinno obchodzić z kim się spotykam, z kim flirtuje, z kim sypiam...-wycelowałam palcem w klatkę piersiową Drzyzgi.- Ciebie to najmniej powinno obchodzić chłopcze.
-Oj, nie bądź zła, Marcysiu!- wiedział, że Marcysią jeszcze bardziej mnie wkurzy, więc to powiedział.
-Nie wkurwiaj mnie młody.- zalałam wrzątkiem zmielone ziarna kawowca i ruszyłam z trzema filiżankami do salonu.
-Dziękuje.- powiedziała moja kuzynka kiedy podałam jej kawę. Rozmawialiśmy sobie w trójkę przez dobre dwie godziny. Z czasem skapnęłam się, że już czas się zbierać. Musze jakoś wyglądać jak spotkam się z Łukaszem.

Stałam przed szafą i nie wiedziałam w co się ubrać. W końcu ma dla mnie niespodziankę i nie ma bladego pojęcia czy gdzieś wychodzimy czy któryś raz z kolei będziemy chrzcić jego łożę. Zdecydowałam, że ubiorę czarne rurki i koszulę w kratę. Poszłam do toalety, aby załatwić swoje potrzeby, ale usłyszałam dzwonek do drzwi, a chwilę potem czułam wargi Kadziewicza na swoich.
-Hej Słonko! Idziemy?
-Chciałabym, ale niestety ktoś przerwał mi moją toaletę.
-Eh, cóż za nikczemny to musi być człowiek.- zaśmialiśmy się.
-Poczekaj, ja się tylko załatwi i wychodzimy.- uśmiechnęłam się i chciałam pójść do łazienki. Niestety Łukasz złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Kochanie, nie załatwiaj się.
-Co kuźwa?- pytam zdziwiona. Nie mogę się wysiusiać?!
-Po co masz się zabijać, skoro masz mnie?- po kilkunastu sekundach zrozumiałam przesłanie tych słów.
-Głupcze.- całuje go w nos i idę do łazienki. Po chwili wracam i wsiadamy do jego Audi Q7.

Jednak jedziemy do jego mieszkania. Jestem na sto procent pewna co za niespodziankę ma dla mnie Łukasz, ale nie będę zapeszać. Wchodzimy do salonu, ja siadam na kanapie włączając telewizor, a on przystaje przy blacie kuchennym. Ma zamiar zrobić herbatę, ale ja go powstrzymuje.
-Ej chłopcze, żadnego wina, drinka lub coś takiego?
-Przecież nie będziemy się codziennie upijać...
-A może ja chcę.- siada koło mnie i obejmuje mnie ramieniem.
-Co jest takiego fajnego we wlewaniu w siebie trunku?
-Nie myślisz o problemach, zapominasz o Bożym Świecie.
-Tak samo jest podczas innych rzeczy.- uśmiecha się znacząco, a ja już wiem, że nocuje u Łukasza.
-Ty tylko jedno...
-A skąd, wiesz, ze ja mam na myśli seks?
-Zazwyczaj o tym myślisz kiedy jestem obok ciebie, Kotku.
-Czy ty czasami nie czytasz mi w myślach?
-Może, może.- siadam na niego okrakiem i namiętnie go całuje.
-I to niby ja tylko o jednym.- śmieje się, a ja łącze nasze usta w pocałunek.

O dziwo nie leżę właśnie obok Kadziewicza w jego łóżku całkiem naga. Siedzę na kanapie w ubraniach. Leżę pod kocem z moim "chłopakiem", który obejmuje mnie ramieniem. Oglądamy "Incepcje" do której z wielką ochotą powracam. Leonardo w tym filmie jest fenomenalny! Facet ma talent to trzeba przyznać.
-Kochanie.- Łukasz zaczyna bawić się pasmami moich włosów. Coś chce na stówę!
-Co się dzieje?- w głowie mam najczarniejsze scenariusze...
-Strasznie cie kocham, wiesz?- nie oświadczaj się, nie oświadczaj się, nie oświadczaj się chłopie! To nie ten czas i ta osoba!
-Wiem, ja ciebie też.
-Więc zbliża się Boże Narodzenie i chciałbym, abyś pojechała ze mną do mojej rodziny. Pojedziesz?
-Oczywiście, że tak.- miałaś powiedzieć nie idiotko! Jestem debilką, ale to już wszyscy wiedzą...
-Cieszę się, ślicznotko.- całuje mnie, a ja oddaj jego namiętny pocałunek.

Yo!
Maniek - Hejooo! Rozdział do dupy i wszyscy to widzą, bo pisała go Maniek! Mam nadzieje, że nie jesteście źli za taką długość i taką fabułę? Mam kryzys w pisaniu i to widać. Oddaje to do waszej oceny c:
Liga Światowa! Nareszcie! Szkoda, że byłąm na wycieczce wtedy kiedy graliśmy pierwszy mecz z Brazylią :c Ale dzisiaj cały oglądam i miejmy nadzieje, że wygramy! :] Teraz tylko czekamy na Spodek. Więc nie zdziwcie się jak po meczu zostanie z niego popiół... .
Dzuzeppe - Zapraszam was bardzo serdecznie na nowy rozdział na Add me wings. Z góry przepraszam za zaległości na waszych blogach, ale w tym tygodniu wszystko nadrobię, obiecuje ;]
Pozdrawiamy ♥

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 9


On

W życiu wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Raz się jest na dnie, raz na szczycie. Wczoraj cała drużyna była na dnie. Przegraliśmy z Jastrzębskim 2 -3. To smutne, bo nasza gra wcale nie wyglądała źle. Po prostu w niektórych momentach brakowało nam szczęścia, może też i indywidualności, ale to już za nami. Całą drogę do Warszawy każdy z nas przebył w ciszy, słuchając muzyki, lub przeglądając Internet.

Ja robiłem to drugie, lecz moje myśli cały czas krążyły wokół jednak osoby, która zajmuje coraz więcej miejsca w moim życiu. Myślami cały czas bylem przy Marcelinie. Przeglądałem sobie jej zdjęcia. Jedne z filmów, jedne z premier. Natrafiłem nawet na jedno nasze wspólne, jak wchodziliśmy do hotelu, gdzie odbywał się bankiet. Zdjęcie na portalu plotkarskim... Wiadomo, że już nas połączyli w parę...

Dziś jadę zobaczyć mieszkania, z których mam nadzieję wreszcie wybiorę jakieś dla siebie. Pawłowi może i nie przeszkadza moja obecność w jego mieszkaniu, ale Asi i dzieciom już tak. Widzę, że nie czują się do końca przy mnie swobodnie. Nie chce jechać sam z deweloperem, dlatego wcześniej umówiłem się już z Marcelą, ale nie powiedziałem z jakiego powodu chcę się z nią spotkać.

Umówiliśmy się na mieście, więc Zabieram ją z wyznaczonego miejsca i wiozę na, być może moje nowe osiedle.

- Łukasz, gdzie ty mnie wieziesz?
- Zaraz będziemy na miejscu - mówię, gdy stoimy na skrzyżowaniu - A właściwie to już jesteśmy - parkuję samochód i oboje wysiadamy z niego - Będziemy dziś oglądać mieszkania, a jak jakieś się nam spodoba, to je kupię i będzie moje.
- Chcesz kupić mieszkanie? A nie lepiej wynająć?
- Chcę mieć coś swojego. Stać mnie. Dobra, chodź, bo już widzę faceta, który nas oprowadzi.

Byliśmy chyba już w 10 mieszkaniach i żadne nie przypadło mi do gustu. Wszystkie były takie nijakie. Ja wiem, że może i mam wysokie wymaganie, ale no winda, balkon, duża łazienka i co najmniej salon i dwie sypialnie to moje mieszkanie musi mieć.

- To już ostatnie mieszkanie, które mam państwu do zaprezentowania - zaczyna starszy pan - Na szóstym piętrze, oczywiście z windą. Zapraszam do środka - otwiera i wchodzimy do środka - Jak państwo widzicie, mamy duży otwarty salon z balkonem połączony z aneksem kuchennym, nie za dużym, ale myślę, że da się wszystko tu zmieścić... Tutaj łazienka... Dalej mamy główną sypialnię, również z wyjściem na balkon... - on nadal gadał, a ja stałem na środku salonu i już wiedziałem, że to jest to. To będzie moje mieszkanie - Panie Łukaszu, dlaczego nie ogląda pan dalej?
- Nie muszę. Już się zdecydowałem. Kupuję to mieszkanie. Możemy jeszcze dziś załatwić wszystkie formalności?

Za godzinę miałem już wszystkie dokumentu, sporo mniej na koncie i klucze do mieszkania.Oboje z Marceliną pojechaliśmy do Siezieniewskich po moje rzeczy, których nie było za wiele. Po drodze kupiliśmy jeszcze wino i kurczaka, a potem upiekliśmy go w piekarniku. Może i wyposażenie kosztowało sporo, ale było warto, bo przynajmniej mogłem od zaraz tu zamieszkać.

- Musisz zrobić sobie jakąś sesję zdjęciową - powiedziałem, kiedy układaliśmy moje rzeczy w szafie w sypialni.
- Co? Po co niby mam brać udział w sesji?
- Bo w Mojej sypialni, nad Moim łóżkiem, nie może wisieć zdjęcie nie Mojej dziewczyny...
- Twojej dziewczyny mówisz? - zalotnie się uśmiechasz, a ja podchodzę do Ciebie i zakładam ręce na Twojej talii, a ty swoje zarzucasz na moje ramiona - A kiedy to awansowałam na Twoją dziewczynę, bo ja jakoś tego faktu nie zanotowałam?
- A dzisiaj oficjalnie zostałaś Moją dziewczyną - całuję Cię prosto w usta - Nie sądzisz, że wypadało by przetestować, czy wygodne łóżko mi się trafiło? - popycham Cię w stronę mebla, który dominuje w tym pomieszczeniu.
- No może i sadzę...

Nasze testowanie słyszą chyba wszyscy w klatce, ale no cóż, pierwsza noc, to pierwsza noc...


Ona

Łukasz namówił mnie jednak na tę sesję. Musiał oczywiście być przy niej obecny, bo jakże by inaczej. Ja sobie leżałam przed panią fotograf, bo na pana się Łukasz nie zgodził, a on się gapił na mnie, a jego oczy cały czas się świeciły. Miał niezłą radochę jak wybieraliśmy zdjęcie na tapetę. Cały czas nie mógł oderwać swoich rąk od moich pośladków, ale no cóż, takie życie.

wczoraj byłam na meczu z Delektą, który stołeczny klub niestety przegrał, ale atmosfera panująca na hali była niepowtarzalna. Od ponad 10 lat byłam pierwszy raz na meczu i nie żałuję. Dziwnie się czułam siedząc w sektorze przeznaczonym dla rodzin i przyjaciół siatkarzy. Nikogo, oprócz Klaudii nie znałam, ale jakoś wytrzymałam.

Moja siostra cioteczna nie mogła się nadziwić tym, że Łukasz powiedział do mnie "Do zobaczenia po meczu, kotku" i pocałował mnie w usta. Powiedziałam je, że chyba jesteśmy razem, a ta wybuchła radością, że wszyscy się na nas spojrzeli. Po meczu poszliśmy z Łukaszem do kina, a potem spędziliśmy, którąż z kolei noc u niego w sypialni. Bynajmniej nie rozmawialiśmy...

Dziś czekają mnie zakupy z Klaudią, która pewnie będzie dalej drążyć temat tego naszego niby "związku". Sama nie wiem czy on istnieje. Teraz już nic nie wiem, na temat moich uczuć, które zaczynają się chyba odradzać, ale czy to ma w ogóle jakiś sens? Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nie?

- Marcela, wołam Cię i wołam, a ty nic nie słyszysz - Klaudia rzuca się na mnie.
- Cześć, zamyśliłam się po prostu.
- Ta... Ja już nawet wiem o kim tak zawzięcie myślałaś. Wyglądałaś, jakby Cię tu nie było, jakbyś była z innego świata... Wiesz, z tego, gdzie są sami zakochani...
- Przestań... Ja nie jestem zakochana... Łukasz i ja, to tylko zabawa i dobry seks... Każde z nas wiele przeszło, a teraz jak się dogadujemy, to po prostu łączymy przyjemne z pożytecznym...
- Tylko winny się tłumaczy...
- Mam cię dość... Albo kończymy temat, albo wracam do domu - ostro zareagowałam.
- Chyba do Łukasza - zaśmiała się - No dobra koniec, chodź pokarze Ci super sukienki, może sobie coś na to moje wesele kupisz...

~*~*~

Hej dzióbki :)
Maniek -  Chciałabym przeprosić Was, że rozdział jest dopiero dziś, ale to ja nawaliłam, bo nic nie napisałam i Dzuzeppe musiała teraz pisać. Przepraszam. Poprawię się za tydzień :) 
Buziaki :*
Dzuzeppe - Tak poradziłam sobie jakoś, chyba. Same oceńcie, jak mi wyszło pisanie na szybko, ale wyrobiłam się w godzinkę :D Łukasz ma mieszkanie, a co za tym idzie oboje mają więcej miejsc do schadzek :P Chyba tak krótko mi wyszło, ale więcej nie będzie, bo muszę już się kłaść spać :/
Pozdrawiam i życzę wreszcie słońca i spokojniejszej pogody :*