niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 11


On

Dzień za dniem mija. Mecz za meczem kończy się albo wygraną, albo porażką. Na dworze coraz bardziej daje się we znaki zimowy klimat, o świątecznym już nie wspominając, bo chyba na każdej ulicy świecą już świąteczne lampki, a centrum zawalone jest choinkami na sprzedaż. Kieruję się właśnie tam, by jedno drzewko zakupić. Nie będzie ono jednak stać u mnie w salonie, a u Marceliny, bo to właśnie ma być ta jedna z wielu niespodzianek. Kupuję jeszcze jakieś bombki, bo nie wiem, czy ma coś takiego w mieszkaniu.

Godzinę później jestem już pod jej klatką. Moja walizka czeka już w bagażniku, gdzie również za chwilę dołączy też i Twoja, ale najpierw drzewko bożonarodzeniowe. Chwytam je, zamykam samochód i udaję się pod odpowiednie drzwi. Pukam, a już po chwili drzwi się otwierają.

- Łukasz... Co to jest? - wskazujesz na drzewko. Odpowiadam, że to choinka, a ty nadal stoisz z wybałuszonymi oczami. Łapię cię za rękę i wprowadzam do salonu, uprzednio zamykając drzwi. - Ale Łukasz, po co mi choinka, skoro mamy jechać do Twoich rodziców?
- Po ty, byś poczuła się tutaj, tak jak w prawdziwym domu, a nie tylko czterech ścianach, które nic nie znaczą, a tylko zapewniają schronienie. Zapraszam do zabawy...

Dwie godziny później jesteśmy już w drodze do Dobrego Miasta. Choinka wyszła nam chyba nawet ładnie, ale to już zasługa Marceli, bo to ona kierowała moimi rękoma, siedząc mi na plecach. Dobrze, że chociaż spakowała się wcześniej, bo za dużo czasu byśmy stracili. Teraz śpi. Tak słodko, naturalnie, delikatnie... Tak jakby była z porcelany, która kosztuje krocie, a najdrobniejszy ruch może spowodować jej roztrzaskanie.  Taka właśnie jesteś Marcelino. Z pozoru twarda jak kamień, a w środku krucha jak suchy piasek pozbawiony wilgoci.

- Marcelina... Kotek, budzimy się - mówię po zaparkowaniu samochodu na zaśnieżonym podjeździe obok domu. Czyli już wiem, co będą robił wieczorem - Kotek wyskakuj, ja wyjmuję już walizki. Odpowiadasz tylko cichym "yhm", lecz nadal siedzisz w pojeździe. Podchodzę do Ciebie i patrzę w te Twoje ciemne oczy, które sprawiają wrażanie zagubionych - Będzie dobrze. Moi rodzice na pewno będą szczęśliwi, że wreszcie Cię poznają.
- Mam taką nadzieję - chwytasz mnie ufnie za ręką i powoli zmierzasz ze swoim bagażem do drzwi.
- Dzieci, na reszcie jesteście - podbiega do nas moja mama i od razu łapię z Tobą kontakt.

Rodzice są zauroczeni Zasiewską... Zasiewską...nie to nie możliwe... 

Po objedzie mama porywa Cię do kuchni pod pretekstem pomocy w przygotowaniu jutrzejszej kolacji Wigilijnej, lecz wiem, że za pewne będzie chciała Cię o wszystko wypytać. Ja ubrany w dresy, ciepłą kurtkę i buty odśnieżam z tatą podjazd.

- Musisz ją bardzo kochać, prawda synu? - nie odpowiadam  tylko kiwam głową, robiąc sobie drobną przerwę - Chyba nawet bardziej niż Gosię, jak się pobieraliście... Marcelina to na prawdę bardzo miła, ciepła i otwarta dziewczyna. Nie wiem czy zasługujesz na nią...
- Tato, proszę...
- Daj mi dokończyć... Łukasz, synku, proszę nie zepsuj tego po raz drugi.
- Tato o czym ty mówisz? - nie mam pojęcia, co oznaczają te słowa. Skąd mam niby wiedzieć, o co mu chodzi?
- O niczym synku... Walcz o nią za wszelką cenę, bo taka dziewczyna nie trafia się kilka razy w życiu, chyba, że działa wtedy przeznaczenie, które wie lepiej, co jet człowiekowi potrzebne.

Nic już nie rozumiem. Jakie przeznaczenie? Jakie nie zasługujesz? Jaka druga szansa? Przecież ja się tylko zakochałem...

Kolacja mija w podobnej atmosferze, co obiad, tyle tylko, że ja się nie udzielam. Siedzę sobie tylko i od czasu do czasu coś zjem. Cały czas myślę o tych słowach taty i kompletnie nie wiem, co one mogą znaczyć.

- Dzieci, pościeliłam Wam razem u Łukaszka w pokoju. 
- To ja dziękuję już. Pójdę wziąć kąpiel. Dobranoc państwu... - mówisz i wstajesz od stołu

Następne sekundy, potem minuty, aż w końcu godzina, przez którą nie myślę o niczym innym, niż o Tobie i słowach taty, ciągną się w nieskończoność. Te myśli nie odpuszczają nawet pod prysznicem, który bardzo szybko kończę i kładę się już w łóżku.  Nic nie pomaga. Te cholerne słowa.

Wreszcie wchodzisz do pokoju przebrana piżamę i kładziesz się obok mnie. Twoje włosy są jeszcze lekko wilgotne, ale takie pachnące, miłe w dotyku, takie delikatne. Przysuwasz się, a ja odwracam się w Twoją stronę i patrzę Ci prosto w oczy. Mimo że w pokoju panuje prawie całkowity mrok, a jedynym oświetleniem jest lampa uliczna, widzę, że znajdują się w nich takie małe dwa ogniki, których jeszcze dwa miesiące temu nie było.

- Kocham Cię skarbie - lekko dotykam Twoich ust. Po chwili przysuwasz się jeszcze bliżej i oboje zasypiamy.


Ona

Wigilia... Czas radości, spędzany zazwyczaj w rodzinnych stronach w miłym i przyjaznym towarzystwie. Jedno z najważniejszych świat w kalendarzu dla każdego Polaka, katolika, czy nawet  człowieka niewierzącego w Boga. Po prostu czas wolny, wyjątkowy, który chciałoby się, żeby trwał dłużej, lecz niestety jest inaczej.

Taka jest definicja Wigilii dla statystycznego człowieka, lecz nie dla mnie. Ja odczuwam to święto jako pustkę, samotność, smutek, wieki ból... Szósta rocznica śmierci moich rodziców, a dla mnie ten czas nadal nie jest radosny. Może to dla tego, że do tej pory nie było przy mnie kogoś, kto potrafiłby mnie w tym dniu uszczęśliwić. Może to właśnie o to w tym wszystkim chodzi?

Od rana miałam ogrom prac zleconych przez mamę Łukasza. Dziwię się jej, jak i panu  Najpierw pieczenie sernika. Trzeba było się jednak nie chwalić wczoraj przy kolacji. Następnie przygotowanie stołu na kolację, a teraz, już razem z Łukaszem, który prawie cały poranek spędził na dworze, ubieranie choinki. Chyba mamy już wprawę, bo robimy to już drugi raz razem, a następne drzewko wygląda wspaniale. 

- Dzieci, jak wy pięknie razem wyglądacie pod tą jemiołą - oboje unosimy  głowy do góry i rzeczywiście stoimy pod świątecznym symbolem miłości - Wypada się chyba teraz ładnie pocałować - Twoja mama nie daje za wygraną.
- Mamo, pozwól, że pocałuję moją dziewczynę w moim pokoju, jak się szykować do kolacji będziemy - uśmiechasz się do wszystkich i chwytając mnie za rękę, ciągniesz na górę.
- Tylko się nie spóźnijcie, bo o siedemnastej przyjeżdżają dziadkowie... - krzyczy Twój tato, ale ty nie zwracasz na to uwagi.

Gdy tylko zamykasz drzwi na klucz, od razu dopadasz do moich ust. Nie jesteś porywczy, tylko z delikatnością je całujesz, gładzą moje plecy. Czyżbyś się czegoś bał? Jeszcze nigdy tak mocno mnie nie tuliłeś... Jeszcze nigdy nie całowałeś z takim smutkiem w oczach, jakbyś miał mnie zaraz stracić... Ale przecież to ja o tym decyduję, nie ty... Ty masz tylko mnie nie rozpoznać.

- Marcelina, obiecaj mi coś, proszę - mówisz błagalnym głosem.
- Ale co mam ci obiecać? - pytam, bo kompletnie nie wiem o co ci chodzi.
- Obiecaj mi, że zawsze będzie mówić mi prawdę - tylko czy ja jestem prawdę, czy tylko Twoim złudzeniem ideału?
- Obiecuję- nie wiem, jak mogłam to powiedzieć... Nie mogę przecież teraz kłamać.
- Dziękuję - opierasz swoje czoło o moje i patrzysz w oczy - Wiem, że no to, co teraz powiem, może być za wcześnie, ale czuję, że cholernie Cię kocham... Że stajesz się najważniejsza...

Wypadało by odpowiedzieć to samo, ale przecież obiecałam ci, że nie będę Cię okłamywać, więc co mam powiedzieć? Nie mogę powiedzieć, że nic do ciebie nie czuję, bo to strasznie Cię zrani, nie mogę również powiedzieć, że dzięki Tobie żyję... Więc co mam odpowiedzieć?

- Łukasz, proszę nie wymagaj ode mnie deklaracji... Ja jeszcze tego nie wiem, ale czuję, że też zaczynam coś do Ciebie czuć... - mówię bez przekonania.

Zaczynam, czy to wszystko co działo się kilkanaście lat temu, czyli moje uczucia do ciebie zaczynają się odradzać? Czy to możliwe, że mogę Cię jeszcze kochać, ale jako tego chłopaka z przeszłości? Przecież ja Cię nienawidziłam... Właśnie... to było w czasie przeszłym. Teraz jest inaczej.

- Łukasz ja... ja chyba jednak cię kocham... - wypowiadam te słowa, i czuję, że są one w całej pewności prawdą - Kocham cię - teraz to ja łapczywie rzucam się na ciebie.
- Jestem głupkiem, który wreszcie znalazł drugą połowę siebie...

Godzinę później schodzimy już na dół do salonu. Ty ubrany w chyba najlepszy garniak, jaki masz i ja ubrana w sukienkę i wysokie szpilki, dzięki którym choć trochę mogę dorównać ci wzrostem, że spokojnie mogę patrzeć Ci prosto w oczy. Gdy jesteśmy już na dole, rozbrzmiewa dzwonek do drzwi, a Ty idziesz je otworzyć.

- Łukaszku, jakiś ty duży. Schyl się, żebym cię tu ucałować mogła - to jego babcia, którą przecież już kiedyś poznałam - O widzę, że ty nie sam... Jadwiga Kadziewicz, miło mi Cię drogie dziecko poznać - podaje mi rękę i mocno mnie przytula, jak tylko lekko uginam kolana.
- Marcelina Zasiewska, mi również - tak samo witam się również z Twoim dziadkiem Marianem.

Do Twojego rodzinnego domu przybywają również inni członkowie rodziny, jak siostra z mężem Twojej mamy, dziadkowie ze strony mamy oraz brat Twojego taty z rodziną. Wszyscy są szczęśliwi, radośni, że i mi udziela się ta atmosfera. Każdy z nas dostaję opłatek i zaczynają się życzenia.

- Marcyś, ja życzę Ci tylko, żebyś już na zawsze była szczęśliwa i żebym w Twoich oczach nadal mógł widzieć te dwa ogniki, które tak zawzięcie świecą - mówisz mi na ucho i składasz pocałunek na ustach.

Przy stole siedzimy obok siebie. Każdy z gości zachwala kuchnię Twojej Mamy oraz mój sernik. Każdy z gości próbuje każdej z dwunastu potraw. Na chwilę wychodzisz gdzieś zostawiając mnie samą. Po chwili jesteś już s powrotem, ale nie jesteś sobą... Jesteś Świętym Mikołajem. Dzieciaki mają ogromną frajdę, a ja nie mogę wytrzymać ze śmiechu, słuchając, jak próbujesz zmieniać głos... Marny z Ciebie aktor, ale za to świetny siatkarz.

- Pan Łukasz Kadziewicz to tutaj? - pytasz się, a dzieci ci odpowiadają - To poproszę do mnie jego dziewczynę - wskazujesz na mnie - Czy Łukasz był grzeczny? - pytasz, gdy siedzę już na Twoich kolanach na fotelu przy kominku.
- Oczywiście, drogi Mikołaju. Łukasz to przecież istny aniołek - śmieję się.
- To masz dziecko ten jego prezent, jak i swój, tylko pocałuj tu pięknie Mikołaja w policzek - wykonuję Twoje polecenie - A teraz Chodź ze mną drogie dziecko, odprowadzisz mnie do moich sani, które zostawiłem za dworze - ciągniesz mnie za sobą, chwytając nasze płaszcze, do drzwi, a potem do garażu.
- Więc Święty Mikołaju, tutaj są te Twoje sanie - podchodzę zalotnie do ciebie, gdy zdejmujesz przebranie i chwilowo jesteś tylko w spodniach i charakterystycznej czapce - Przystojny jest pan, panie Święty - całuję Cię lekko w klatkę piersiową.
- A nawet panienka nie wie, jaką piękną dziewczynę ma ten Święty - śmiejesz się - Wysoka, szczupła, z długimi nogami i pięknymi oczami, które świecą... Kocham cię - teraz to ty mnie całujesz - Wracajmy, bo jeszcze pomyślą, że Mikołaj Cię porwał.

Ubierasz się w koszulę, a ja pomagam wiązać ci od nowa krawat. Od zawsze nie umiałeś tego robić i nadal się nie nauczyłeś. Zakładamy nasze płaszcze i wchodzimy do domu. Wszystkim mówimy, że gdy Mikołaj już odleciał, ty wróciłeś z kotłowni i tak się spotkaliśmy. O północy stoimy oboje już w kościele. Tulisz się do moich pleców, ogrzewając je, a mi jest, tak strasznie przyjemnie... Tak jakby to już na zawsze miało być moje miejsce... Moje miejsce przy Tobie...


~*~*~
No i znowu jestem ja :)
Przepraszam, że tak jakoś długo mi to wyszło, ale jak jest wena, to trzeba korzystać, a nie chciałam rozbijać świąt na dwa rozdziały, bo to nie będzie kolejna "Moda na sukces", tylko krótka historia, która nie ma nic wspólnego z życiem rzeczywistym. 
Wiem, że nie za bardzo teraz pasuje Boże Narodzenie, ale pomysł na opowiadanie zrodził się w naszych głowach w marcu, a czekać na początek publikowania nie mogłyśmy do listopada, żeby akurat wypadło. Przepraszamy, jak coś :)
Zapraszam również na 19 rozdział na Add me wings, gdzie trochę poplątałam chyba :)
Wszelkie zaległości postaram się uzupełnić jutro, a w zasadzie to już dziś :D i przez cały następny tydzień, bo wreszcie mi się trochę zluzuje i będę mieć więcej czasu.
Pozdrawiam, 
Dzuzeppe :*


9 komentarzy:

  1. Wreszcie przyznała że go kocha! Oj chciałabym żeby teraz była Wigilia, bo uwielbiam te święta ;) Lepsze niż Wielkanoc ;D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tęskno mi za Wigilią bo wtedy będzie zima a jeszcze nie otrząsnęłam się z tegorocznej :P Czy mi się dobrze zdawało że Rodzicie Łukasza poznali Marcelę? Przynajmniej miałam takie wrażenie. Widzę że miłość wypycha nienawiści chęć zemsty z jej serca. Moim zdaniem tata Łukasza ma troszkę racji przeznaczeni zawsze znajdzie drogę. Tej dwójce nie udało się w przeszłości ale może udać się teraz muszą tylko dać temu szanse :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpowiem.
      To tata Łukasza ma przeczucia, że to samo imię i nazwisko to nie przypadek i zaczyna się domyślać, że Marcelina, to ta sama dziewczyna, którą kochał kiedyś jego syn.

      Usuń
  3. Miłość zamiast zemsty? Przecież dawne uczucie ma prawo się odrodzić! Lubię święta, ale nie lubię pogody, która wtedy jest za oknem. Zimno i śniegu brak, niestety ;/
    Trapi mnie tylko jedno - Łukasz nie poznał swojej byłej dziewczyny? Jak nie z wyglądu to po nazwisku? Nawet jego tata zauważył :D
    buźki ;*
    Zakręcona

    http://mydlo--powidlo.blogspot.com/ - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło, że Łukasz zabrał ją na święta do swojego domu. Ja tylko czekam aż Łukasza natchnie, że Marcelina to ta Marcela z młodzieńczych lat. Jak na razie jest milusio tylko jak Łukasz się dowie, że nie powiedziała mu całej prawdy to już tak miło może nie być.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgodzę się ze wszystkimi poprzedniczkami, że dobre posunięcie Łukasza, że zaprosił Marcelinę na święta. Mogła poczuć ten klimat świąt, aż mam ochotę na Boże Narodzenie, bo są moimi ulubionymi świętami! :)
    Ojciec coś podejrzewa, i dobrze! Bo jak mogą być tak tępi i nie skojarzyć faktów? Dobre sobie, że akurat przypadkiem znalazł dziewczynę o takim samym imieniu i nazwisku jak z młodych lat! :P Tylko jaka będzie reakcja Łukasza jak się dowie prawdy? Czyżby się miał nie dowiedzieć? :P
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zima to zło ;) a tak na serio to kurde Łukasz mógłby się ocknąć, bo się sam poniża. Jak może Marceli nie poznawać?! Dobrze,że chociaż tatuś od razu wszystko zrozumiał...
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o kurde, ale ciekawie!:)

    zapraszam na rozdział szósty- http://siatkowkatonietylkosport.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. widać, że rodzice ją poznali:) chociaż oni;p miłość kwitnie między nimi:) ale nie chcę sobie wyobrażać jak Łukasz zareaguje jak się dowie, że ona to właśnie ona;)

    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń