piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 17



On.

- Marcela.- mówię i patrzę się na dziewczynę. Stoi po drugiej stronie ulicy wraz z jakimś mężczyzną. Podczas rozmowy śmieją się i przytulają.- Co ona odwala?


Stoję jak ten kołek zamiast podejść do niej i walnąć temu facetowi w ryj. Ale nie umiem, bo nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Chcę iść, ale nie potrafię. Chcę wykrzyknąć jej imię, ale czuję gulę w gardle, która mi to uniemożliwia. Po chwili widzę jak namiętnie się całują i przytulają. Potem idą w stronę Jubilera, więc idę za nimi. Robię to nieświadomie. Chowam się za drzewem i widzę jak wybierają obrączki. Ona śmieje się i poprawia rękę swoje włosy. Na jej prawej dłoni widnieje pierścionek zaręczynowy. Nie dostałą go ode mnie... to niemożliwe. Ona nie może być z nim zaręczona.

- Marcelina!- krzyczę, a dziewczyna odwraca się w moją stronę. Widzę strach w jej oczach, patrzy się na mnie jak na zjawę. Odwraca się do tego faceta, coś mu mówi i ucieka. Chcę biec za nią, ale ten chłop mi to uniemożliwia. Odpycham go i biegnę za Marcelą. Jest szybka i znika mi za rogiem wieżowca. Tak jakby się rozpłynęła... -Co ja najlepszego narobiłem?- krzyczę opierając się o ścianę, po czym osuwam się na ziemię. Nie mogę uwierzyć, że ponownie mi uciekła. Zaś wszystko schrzaniłem. 


***


- Matko z ojcem! - budzę się cały mokry i przestraszony. To był tylko sen, to był tylko sen... - Jak mnie wszystko napieprza.- siadam na kanapie i biorę do rąk butelkę wody, która spoczywa na stoliczku obok sofy. Wypijam całą wodę za jednym razem, ale nadal czuję „Saharę” w gardle. Widzę Klaudię, która siedząc na fotelu bawi się swoim tabletem. - Hej?
-Zabije was kiedyś.- mówi odkładając gadżet. - Ja rozumiem, że można, a wręcz trzeba zabalować przed ślubem, ale aż tak?
- Przecież mało wypiliśmy...
- Tak? To mam pytanie, czy wysiedliście z autobusu podczas imprezy?- pyta się ze spokojem Klaudia.
- Nie... - nie pamiętam nic. Film urywa się. Strzelam, tylko tyle mi zostało.
- Nie, powiadasz?
- Tak, wysiadaliśmy! Przypomniało mi się!- jej ton głosu był taki dziwny, że muszę kłamać. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że Fabian był pijany już w pierwszych minutach imprezy, a cała reszta w kolejnych.
- Doprawdy? A w jakim celu wysiadaliście?
- No...my...
- Kadziula, nie kręć mi tu i powiedz, że po prostu byliście najebani w trzy dupy przed przyjściem striptizerki.
- Nie! Jak była Dominika, to jeszcze kontaktowałem... Dopiero po jej odejściu straciłem film.
- Z wami to gorzej niż z dziećmi! Na blacie w kuchni czeka na ciebie APAP Extra. Zażyj go, bo jeszcze mi tu padniesz.
- A czy mógłbym dostać jeszcze butelkę wody? - pytam miłym tonem głosu.
- Obok lodówki jest cała zgrzewka. - kończy i powraca do zabawy na swoim ustrojstwie.
- Dziękuję ci dobroczynna panno. - kłaniam się przed nią i idę do kuchni. 


Tam przyjmuję tabletkę na ból głowy i piję do dna całą butelkę wody. Powracam do salonu i kładę się na kanapę. Klaudia jest cudowną kobietą. Zrozumie człowieka, pomoże mu, nie będzie przeszkadzać. Wspaniała! Rozmawiamy razem na przeróżne tematy. Oczywiście poparliśmy temat ślubu i widziałem jak na twarzy Panny Młodej pojawia się wielki uśmiech. Po co najmniej pół godziny, jak z torpedy Fabian wybiega z sypialni i biegnie w kierunku łazienki. Komedia jest świetna, bo chłopak siłuje się z klamką. Razem z Klaudią mamy z niego nieziemską bekę. Po krótkiej chwili otwiera drzwi i słyszymy tylko odgłosy wymiocin.

- Duśka, która jest godzina?
- Dwunasta, śpiochy jedne.- wstaje z fotela i kieruje swoje kroki do toalety. Ja idę za nią, ale tylko wychylam głowę zza drzwi, a ona wparowuje do łazienki.
- Drzyzga!- wydziera się, a ja wycofuje się, aby być w bezpiecznej odległości. -Co ty odwalasz?!
- Kotku, proszę cię. Nie krzycz.- mnie już głowa nie boli, więc jest okej.
- Co nie krzycz?! Przyjeżdżam po ciebie, a ty jesteś najebany w trzy dupy!
- Przecież nic się nie stało.
- Tego nie byłabym pewna... Kadziu, jedziemy do ciebie.
- Czemu?- pytam się ze stoickim spokoje, chociaż chce mi się śmiać.
- Bo tu nie mieszkasz? - czuję, że ironizuje. - Nie, po prostu musimy wziąć twoje walizki.
- Faktycznie! To już dzisiaj?! - jest zdziwiony. Ten czas tak szybko minął...
- Nie, wczoraj... Zostaw tego pijaka. -Klaudia wychodzi z mieszkania, a ja ubieram buty i ze śmichem wychodzę za nią. Jeszcze przed wyjściem słyszę Fabiana.
- Jeszcze się policzymy!


Ona.

Piątek, czyli dzień wielkich przygotowań, szykowanie strojów na imprezę, ostatnie dobieranie szczegółów, poprawianie drobiazgów. Tak się to zazwyczaj wszystko dzieje. Własnie zazwyczaj... W zasadzie to wszystko się zgadza, ale jest jeszcze coś. Jest to głupie myślenie, co by było, gdyby... 

Siedząc na dużej huśtawce w ogrodzie, myślę o sobie. Myślę o tym, jak wygląda moje życie. W zasadzie to straciłam już chyba wszystko. Aktualnie nie mam żadnego kontraktu filmowego, czy nawet serialowego, powoli kończą mi się pieniądze wyszły podczas mojego pobytu w Warszawie, najbliższych straciłam już bardzo dawno temu, ale teraz straciłam już możliwość  by żyć w szczęściu. Straciłam ciebie.

- Marcelinko, może wejdziesz już do domu, co? - babcia siada obok mnie i delikatnie głaszcze po głowie, gdy przytulam się do niej. - Dziecko ty jesteś cała zimna.
- Babciu nic mi nie jest... - odpowiadam, a staruszka okrywa nas obie kocem. Siedzimy chwilę w ciszy. - Babciu, czy ty od razu wiedziałaś, że dziadek to ten jedyny?
- A dlaczego o to pytasz? - wzruszam tylko ramionami i kładę głowę na jej kolana. - Dziadka poznałam, jak byłam jeszcze bardzo młoda. Na początku mieszkaliśmy tylko obok siebie i bawiliśmy się na podwórku, byliśmy przyjaciółmi, no a potem tak się to potoczyło, że dziadek zaprosił mnie do kawiarni, potem znowu, ale na spacer. Spotykaliśmy się tak pół roku. Niestety dziadek musiał wyjechać do wojska. Widywaliśmy się raz na kilka miesięcy, ale ja już wiedziałam, że będę na niego czekać... Kiedy wreszcie wrócił moi rodzice zaprosili go na obiad, podczas którego poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam... Marcelina, ja nigdy nie żałowałam tego, że wyszłam za Twojego dziadka... Nie żałuję, bo go kocham, jak nikogo innego... Ty też kogoś kochasz, prawda?
- Babciu ale co z tego, skoro go tak strasznie skrzywdziłam... To, że go kocham nic już nie zmieni...
- A może jednak... Bo ten ktoś własnie tu stoi i patrzy się na ciebie, tak jakby kochał cię nad życie, więc zostawiam Was już samych... Idziemy z dziadkiem na spacer... Będziecie mieli czas, żeby wszystko sobie wyjaśnić - wstaje z huśtawki i wchodzi do domu.

Próbuję uniknąć Twojego wzroku, który usilnie przeszywa mnie na wylot. Czuję jak moje policzki stają się czerwone, mimo że jest już ciemno. Chowam twarz w dłonie i opuszczam głowę w dół. Dlaczego sprawisz, że chciałabym się zapaść pod ziemią? Dlaczego widząc Cię pierwszy raz od świąt, mam ochotę uciec i już nigdy nie pozwolić, byś mnie zobaczył?

- Jak mnie znalazłeś? Po co w ogóle tu przyszedłeś? - pytam rozpaczliwie, bo nie rozumiem po co to robisz, po co zawracasz sobie głowę kimś takim jak ja?
- Marcelina... Ja na prawdę nie wiedziałem, że tu będziesz... Klaudia kazała mi tu przyjechać i wziąć od jej druhny krawat... Nie wiedziałam, że ty nią jesteś... Ona nic mi nie powiedziała, że Cię tu znajdę... - podchodzisz do mnie i podnosisz podbródek zmuszając do tego, żebym patrzyła ci prosto w oczy. - Marcelina, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego wcześniej? Dlaczego nie powiedziałaś, że kiedyś już ze sobą byliśmy? Przecież wszystko mogłoby być zupełnie inaczej...
- A niby jak? Zostawił byś mnie... tak jak wtedy...
- Marcelina, ja ci to wytłumaczę... - kładziesz swoje dłonie na moich kolanach.
- Ale ja już nie chcę Twoich tłumaczeń!!! - zrzucam je, odpychając cię. Upadasz, a ja próbuję uciec do domu.
- Marcelina do cholery stójże!!! - łapiesz mnie za łokieć i przyciągasz do siebie. Krzyczę, biję cię pięściami, nie panuje nad tym co robię. - Marcyś, proszę uspokój się - mocno mnie przytulasz blokując jakiekolwiek ruchy. - Nie pozwolę ci znowu uciec... Nie pozwolę, bo za bardzo cię mimo wszystko kocham, rozumiesz...? - patrzysz głęboko w moje oczy. - Ja wtedy... Marcyś, to ta dziewczyna mnie pocałowała... ja po prostu byłem zaskoczony i
 nie wiedziałem jak zareagować... Ja wybiegłem za Tobą, ale nie było Cię... Potem wyjechałem, zacząłem grać na poważnie... Proszę wybacz mi to co zrobiłem. Mi po prostu brakowało ciebie, a tamta dziewczyna...wykorzystała moją słabość... Proszę wybacz mi...
- To przecież ja powinna błagać o wybaczenie, a nie Ty... Łukasz, ja przepraszam... - pozwalam objąć się, a sama wtulam się w jego ciepły tors. - Przepraszam, że od zawsze niszczę Ci życie... 
- Nie przepraszaj... Gdyby nie ty, nie wiedziałbym, co to jest prawdziwa miłość... - Twoja twarz jest coraz bliżej, prawie że dotyka moich warg.

Nie pozwalam ci na to. Odpycham Cię, bo wiem, że nie można już cofnąć czasu, nie można zmienić biegu historii, nie można przeżyć czegoś po raz trzeci... Tak po prostu nie można. Daje ci ten krawat, żegnam się i wchodzę do domu, zostawiając Cię samego w ogrodzie. Nie mogę znieść już Twojego widoku, bo to wszystko tak strasznie boli, wraca, a ja chce iść dalej. Nie chcę już więcej stać w miejscu.

Odwracam się jeszcze raz w kierunku szyby. Jesteś. Nie ruszyłeś się o milimetr. Stoisz i patrzysz się smutnym wzrokiem we mnie. Czy chcesz płakać, tak jak ja? Nie rób tego, bo to za bardzo boli... 

- Kocham cię... - szepczę i odchodzę. 


~*~*~


Maniek: Hejo! Mam nadzieje, że nowy rozdział wam się podoba :) Powiedzcie co o tym sądzicie :P Ja osobiście mam teraz głupie pomysły bo Tomb Raider mnie wciągnął :] Także bije pokłony Dzuzeppe, że przynajmniej ona jedyna pisze coś normalnego ♥
Oczywiście zapraszam na nowy rozdział na Nie dusza kocha, lecz oczy. :)
Jadę opalać dupsko do Bułgarii, a was żegnam! Całusy :*
Dzuzeppe: Ej czy ja naprawdę piszę normalnie, czy tylko Maniek się tutaj podlizuje? :P Pisałam Marcelinę, jak coś :D No co tam jeszcze mogę napisać. Zbliżają się moje imieniny, więc możecie zrobić mi mały prezent i wykazać się inwencja twórczą podczas tworzenia wielu komentarzy :p Zapraszam również na 4 na To tylko siedem dni, Kotku. A jak już Maniek sobie pojedzie do tych wstrętnych pastuchów (Bułgarów), to ja będę, więc nie musicie się martwić, że nie będzie rozdziałów :) I tutaj i u niej i u mnie :D 

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 16


Ona.


Wracam... Wreszcie wracam po miesiącu do Polski. Wracam do mojej Warszawy i bliskich, których zostawiłam. Wracam do Klaudii i Fabiana, bo na to, żeby wracać do Ciebie, chyba już nie zasługuję... Nie zasługuję na to, żeby w ogóle móc wrócić. Nie zasługuję na życie... Przynajmniej tak się właśnie czuję. Czuję się jak ostatnia osoba, która może od tak wrócić do domu i powiedzieć, że ''cieszę się, że Was widzę''. 


Co z tego, że jestem tu, gdzie moje miejsce, jak wcale się tak nie czuję. Nie czuję szczęścia, a jedynie ulgę, że nie sprawię nikomu przykrości. Wracam, ale nic już nie mogę zmienić, nie mogę cofnąć czasu i zacząć wszystko o powiedzenia prawdy. Tak bardzo chciałabym być teraz przy Tobie. Tulić się do ciepłego ciała, całować każdy jego skrawek czy liczyć na coś podobnego z Twojej strony. Ale nie mogę na to liczyć... Spieprzyłam wszystko i muszę się z tym pogodzić.

Odbiera mnie Klaudia. Umówiłyśmy się, że nie powie narzeczonemu, kiedy przylatuję. On ma się teraz wybawić, a nie zajmować się mną.  W końcu to jego ostatnie podrygi, jako wolnego mężczyzny. Już za dwa dni zostanie zaobrączkowany i się wolność skończy. Spędziłyśmy razem kilka ładnych godzin na łażeniu po centrum handlowym, a praktycznie i tak niczego nie kupiłyśmy, oprócz kawy i ciacha. Po południu Klaudia zajmuję się pakowaniem walizek, a ja jadę do Krakowa.

Punktualnie o osiemnastej melduję się w domu dziadków, który będzie robił za hotel mój, Fabiana, jego rodziców, oraz jego drużby. Jeszcze go nie poznałam, ale ma nim być brat Fabiana, Bartek. Od razu babcia zaciąga mnie do kuchni i każe się najeść za dwoje, bo podobno schudłam, od czasu gdy mnie na święta widziała. Ma rację. Schudłam tak, że sukienka, którą kupiłam na wesele jest za duża i musiałam kupić jeszcze jedną.

- Marcysia, mogę? - siedzę w dawnym pokoju mojej mamy, który kiedyś był moim, gdy przyjeżdżałam tu na wakacje, gdy zastaje mnie dziadek.
- Oczywiście dziadku. Chodź - robię mu miejsce na łóżku.
- Dziecko, czy coś się stało? - rozgryzł mnie. Zawsze mógł tylko spojrzeć, a już wiedział, że coś jest nie tak. - Mnie nie oszukasz. Ja zawsze rozpoznam, gdy ciebie lub Klaudie coś trapi. Więc...powiesz mi?
- Właśnie wiem, że Cię nie oszukam... Tak dziadku, stało się coś... - zaczęłam przypominać mu przeszłość. Mówiłam o tym, że byłam z chłopakiem, ale nie mówiłam, że był to Łukasz Kadziewicz. - Dziadku, wiesz, że spotykam się z Łukaszem od listopada, prawda? - kiwa głową. - On mi się oświadczył w Święta Wielkanocne, a ja się zgodziłam...
- I to dla tego jesteś taka smutna? Dziecko to się trzeba cieszyć.
- Tylko że ja uciekłam następnego dnia... Nie mam z nim kontaktu od miesiąca. Teraz mieszkam w Paryżu... Dziadku, Łukasz to właśnie ten chłopak z przeszłości, słyszysz... Tylko, że on mnie nie poznał... Ja się chciałam na nim zemścić, chciałam go zostawić tak jak on mnie wtedy... Chciałam zemsty, a dostałam miłość... Dziadku, ja go znowu pokochałam, a najgorsze jest to, że on też... Ja go nadal kocham...
- Więc dlaczego marnujesz sobie życie i przed nim uciekasz? - nie raz już sobie zadawałam to pytanie, a nadal nie znam na nie odpowiedzi. Ale teraz uświadomiłam sobie, że nie tylko mnie to może boleć.
- Bo za bardzo już go skrzywdziłam dziadku... Nie mogę teraz powiedzieć mu, że przepraszam, bo to nic nie da... Zraniłam go, jak i samą siebie i muszę ponieść tego konsekwencje...
- Dziecko, ty nic nie musisz... Ty możesz jedynie chcieć... - rozchyla ramiona, a ja od razu się do niego przytulam. - Marcelinko, nie trać czasu, proszę Cię... Walcz o swoje szczęście... - całuje mnie w czubek głowy i pozwala jeszcze bardziej się w siebie wtulić. Czuję się jak mała zagubiona dziewczyna, która całkowicie nie wie, co zrobić. - Marcysia, chyba czuję, że babcia naleśniki upiekła - zaczyna się uśmiechać. - Chyba nie zrobimy jej przykrości nie schodząc, prawda?
 - Oczywiście, że nie dziadku - uśmiecham się i oboje już po chwili zajadamy się naleśnikami z serem, dżemem, lub czekoladą.

Znowu czuję się jak mała dziewczynka. Gdy tylko przymknę oczy widzę roześmiane twarze rodziców. Są szczęśliwi, tak samo jak i  ja oraz dziadkowie. Lecz gdy otworzę oczy, wszystko znika, oprócz obrazu starszych o kilka lat dziadków, oraz mnie, zagubionej i wystraszonej światem. Teraz nie ma już tej wesołej dziewczynki, która całe dnie spędzała na zabawach z tatą i dziadkiem oraz dużym psem.

Grzecznie dziękuję za posiłek, zmywam, mimo że babcia najchętniej zrobiłaby to za mnie, żegnam się z nią oraz dziadkiem, który ogląda mecz. Na moje nieszczęście powtórkę ligowego pojedynku Politechniki ze Skrą. Spoglądam na Twoją sylwetkę, a dziadek od razu widzi, co się ze mną dzieje. Od razu zmienia kanał, a ja idę na górę. Biorę szybki prysznic i kładę się do łóżka. Wiercę się, a za nic w świecie nie mogę zasnąć. Sięgam po telefon, kilkakrotnie wybieram Twój numer. Kilkakrotnie naciskam zieloną słuchawkę, ale już po sekundzie anuluję połączenie. Nie mogę mieszać ci teraz w życiu. Z resztę teraz pewnie bawisz się z Fabianem...

 
On.

Alkohol... Co drugi dorosły Polak nie odmawia, kiedy podsuwają mu pod nos trunek. Co czwarty dorosły Polak z wielką chęcią nie rozstawałby się z Krupnikiem lub Żubrówką, ale musi. Co dwudziesty dorosły Polak nie rozstaje się ze swoimi procentami. Na wielu imprezach widnieje coś mocniejszego. Zazwyczaj dorośli członkowie rodzin piją drinki, wódki, wina, whisky, piwa. A ich pociechy bądź rodzeństwo, aż korci, aby spróbować tego spirytusu. Jednak nie zdają sobie sprawy, że kiedy dorosną i będą miały dostęp do tego trunków, może się to kończyć źle.

Mój dzień zaczyna się tak jak każdy... no może nie dokładnie, bo nie ma przy mnie Marceliny. Minęło już tak wiele czasu, a ja jeszcze nie umiem się przyzwyczaić do tego, że nie ma jej przy mnie. Idę do kuchni, aby zjeść coś pożywnego, w końcu Fabian ma dziś wieczór kawalerski! Wymyśliliśmy z uczestnikami przedsięwzięcia, że zamówimy Imprezowy Bus i zaprośmy jeszcze panią striptizerkę. Jak się bawić to się bawić, a co! Wszytko jest gotowe, teraz tylko czekamy na tą godzinę. Zjadłem śniadanie, ogarnąłem toaletę i nie wiem co robić dalej. Po długich namysłach zdecydowałem, że przejdę się po mieście. W końcu muszę coś robić...

Chodzę ulicami Warszawy i pomału wychodzę z siebie. Na każdym kroku widzę, obściskującą się parę lub małżeństwo z dziećmi u boku. Czy życie mnie tak nienawidzi? Po drodze dostaję telefon. Dzwoni moja była żona. Nie odbieram, bo między nami wszystko skończone. Raz na zawsze. Jednak ona nie daje mi spokoju i wydzwania do mnie przez cały czas. Zdenerwowany odbieram. - Czego?- syczę do słuchawki.
- Łukasz?- słyszę, że płacze. Ale mnie to nie obchodzi.- Moglibyśmy się spotkać?
- Nie.
- Ale kotku, proszę cię!
- Nie jestem twoim kotkiem, kobieto! Nie jesteś moją żoną, mamy rozwód i miałaś się trzymać ode mnie jak najdalej.
- Łukasz, ja cię cały czas kocham. Ta miłość do tego debila to było kłamstwo!- dobra sobie. Nienawidzę tej kobiety, zniszczyła mi życie, nic więcej.
- Twój książę cię zostawił, kaski nie masz i do mnie się zawracasz? Idź do Playboya, tam dużo ci zapłacą.- chciała coś powiedzieć, ale ja jej nie pozwoliłem.- Nie dzwoń już nigdy do mnie, rozumiesz?! Nie chce mieć z tobą nic do czynienia.- rozłączam się. Głupia idiotka! Myśli, że ja ją jeszcze kocham, ale to zwykła bzdura. Kasy nie ma to jakoś mi się sobie zarobić, żeby jej córeczka miała z czego życia. No i żeby ona miała na swoje zachcianki!Wracam do domu, jem obiad i idę spać. Musze być wyspany, bo nie mam zamiaru wyglądać jak zombie na imprezie. Nastawiam budzik na 18.00, aby jeszcze się ogarnąć.

Alarm budzi mnie o wyznaczonej godzinie. Nie mam ochoty wstawiać, tak fajnie mi się spało. Ale jako organizator muszę być na tej imprezie. Idę do łazienki, biorę prysznic, ubieram dżinsy, zwykły T-shirt i trampki. Nie ma ochoty ubierać się jak jakiś mafioza... Udaje mi się coś zjeść, ale słyszę dzwonek telefonu. Żyły zaczynają mi pulsować, ale idę do sypialni i patrzę na wyświetlacz. Paweł. Okej, z nim mogę pogadać.

- Słucham?
- Łuki, Łuki! Jestem przed twoim mieszkankiem, pan już zejdzie, idziemy na imprezę!- drze się do słuchawki Siezieniewski. Co ja głuchy jestem?
- Spokojnie, już schodzę.- mówię i już po chwili w wyśmienitych nastrojach idziemy na wyznaczone miejsce. 

Jest już tam połowa chłopaków z klubu, którzy mieli przyjść i prywatni znajomi Fabiego. Brakuje tej drugiej połowy i Pana Młodego. Razem z Pawłem witamy się z wszystkimi i dołączamy do rozmowy. Po jakimś czasie pojawia się Drzyzga i reszta facetów wraz z Busem! Pakujemy się do samochodu i zaczyna się impreza. Z głośników leci muzyka, na mini telewizorku leci mecz piłki nożnej, ale i tak mało kto zwraca na to uwagę.

Alkohol leje się strumieniami, Pan Młody jest za przeproszeniem najebany, więc nasza niespodzianka może już tańczyć. Grzesiu Szymański jest abstynentem, więc panuje nad sytuacją w Busie. Po krótkiej chwili do naszego autka wchodzi pani w krótkiej spódnicy, koszuli, wysokich szpilach i czapce. Jest to strój wzorowany na policjantkę, tak mi się przynajmniej wydaję. Podchodzi do Fabiana i zaczyna „tańczyć” z nim. Młody Drzyzga jest wniebowzięty, ale to może tylko dlatego, że jest na haju. Potem Dominika (jej prawdziwe imię, trzeba było wiedzieć jak się do niej dzwoniło) zaczyna tańczyć na rurze. Ściąga ubrania, które opadają na podłogę i pozostaje w samej bieliźnie. Moja prośba była taka, aby nie rozbierała się do kotleta. Dotrzymała obietnicy. Skończyła tańczyć, weszła do toalety, aby się przebrać (Grzesiu stał na czatach), po czym ponownie dała nam pokaz, tyle że tym razem w „normalnym” stroju. Tańczyła z każdym uczestnikiem wieczoru kawalerskiego, ale największą uwagę zwracała na Pana Młodego. Po skończonym występie, poprosiliśmy, aby kierowca autobusu zrobił nam zdjęcie wraz z panią Dominiką. Później odjechała, a my pojechaliśmy w dalszą trasę. Zatrzymaliśmy się pod jednym z klubów w Warszawie. Weszliśmy od niego i zawojowaliśmy parkiety! Ciągle piliśmy procenty, bawiliśmy się do czwartej nad ranem.

O piątej zamykali lokal, więc wyszliśmy z niego do naszego Busiku, który podjechał z nami na miejsce naszego spotkania. Tam żony, dziewczyny, siostry, bądź matki czekały na nas. Po mnie i Fabiana przyjechała Klaudia, która patrzyła na nas z politowaniem. Nie ma się co dziwić, w końcu wyglądaliśmy jak siedem nieszczęść a nawet i gorzej. Grzesiek, któremu dzień wcześniej przekazałem pieniądze zapłacił za wszystko i wszyscy pojechaliśmy do naszych mieszkań. Ja spałem w mieszkaniu narzeczonych, gdyż Klaudia nie chciała mnie puścić do mojego mieszkania. I w taki oto sposób skończyłem u nich na kanapie.

~*~*~

Maniek: Hejka!
Coraz bliżej do końca opowiadania! :) Chyba nie macie nam tego za złe? :]
W główce mojej i Dzuzeppe jest nowy blog. Bazgrzemy coś na karteczkach, ale nie wiadomo czy to opowiadanie ujrzy światło dzienne :P
Nie bijcie mnie, ale ja nigdy nie byłam na kawalerskim (i nie chcę być :P), więc nie wiem jak faceci się bawią... :c Ale uznajmy, że tak ta zabawa wygląda :D
Okej, ja nic więcej nie piszę i przygotowuje się na imprezę! W końcu trzeba jakoś na weselisku wyglądać ♥

Oczywiście zapraszam na dwójeczkę na nie-dusza-kocha-lecz-oczy.blogspot.com/ :] Może wam się spodoba :P
xoxo :*
Dzuzeppe: No i widzimy się ponownie :D
Zgadłyście, że to ja piszę perspektywę Marceliny w ostatnim i dzisiejszym rozdziale, co mnie cieszy bardzo, bo podpowiada nam, że już troszkę nas znacie :P
Maniek się bawi, a ja muszę cały dom ulokować w jego połowie (remont się zbliża) i nie wiem jak to będzie z pisaniem, ale oczekujcie nas za tydzień.
Przy okazji zapraszam na 3 na http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/ 
Całusy :* :*

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 15




On.



Pędzę jak głupi na lotnisko, bo wiem, że to jedyne miejsce na jakim możesz być. Dobrze, że Paweł jest na bieżąco z Twoim życiem filmowym. Powiedział, że teraz nagrywasz film we Francji. Tyle wie. Nic więcej. Mam nadzieje, że spotkam Cię na lotnisku, że ten zakichany samolot jeszcze nie odleciał. Myliłem się. Jak słup soli stoję i patrzę się na rozkład lotów. Nigdzie nie ma Francji. Z transu wyrywa mnie dźwięk telefonu. Odbieram go, chociaż nie mam ochoty na pogaduszki.

-Słucham?- mówię zrezygnowany, ciągle wlepiając gały w rozkład lotów.
-Łukasz, przyjedź do nas.
-Wiesz gdzie ona jest?- ożywiam się.
-Nie. Łuki przyjedź do nas, bo Drzyzga ma do ciebie prośbę. Zresztą pokładamy razem to wszystko w jedną całość.
-Już jadę.

-Kadziu, mam do ciebie prośbę. Wielką prośbę. Jest to bardzo ważne stanowisko i wiem, że ty będziesz się na nim najlepiej sprawował. Będziesz świadkiem na naszym ślubie?- pyta się mnie Drzyzga, a ja patrzę na niego jak na debila. Przecież ma już świadka, po co mu drugi? Tym bardziej taki jak ja?
-Dlaczego?
-Bo mój wspaniały braciszek drużba nie może być... i zostałeś mi tylko ty. Błagam cię, Kadziewicz! Jesteś ostatnią deską ratunku.- widzę jak zależy im na tym ślubie. Klaudia patrzy na mnie smutnym wzrokiem, ja na nią też. Obydwoje przeżywamy wyjazd Marceli tak samo.
-Będę.
-Dziękuję ci, Łukasz! Życie mi ratujesz.- odpowiada i opada na fotel. Wypuszcza powietrze z ulgą.
-Ej nie smuć się.- mówi mi Klaudia z naciąganym uśmiechem na twarzy. Klepie mnie po udzie, dając mi otuchy. A ja siedzę jak ten idiota i zasmucam się. Gdyby nie ta dwójka to zapewne leżałbym trupem na parkiecie w jakimś klubie, gdzie leje się mnóstwo trunku i roi się od zapachu tytoniu i dragów.
-Dobra, złóżmy wszystko w jedną całość.- zaczyna Fabi. Klaudia już wtajemniczyła go we wszystko.
-Ale co tu składać? Zostawiła mnie i tyle.- optymistyczne podejście, bardzo optymistyczne!
-Naprawdę jej nie poznałeś?- pyta dziewczyna z niedowierzaniem. 

Sam sobie zadaję to pytanie. Ja miałem jakieś klapki na oczach, że nie poznałem dziewczyny, z którą przeżyłem swój pierwszy raz? Może wtedy była bardziej przy kości, ale to mnie nie usprawiedliwia. W Ustce jej słodkie usta całowały moje wargi, swoim głosem wypowiadała te piękne dwa słowa, jej kasztanowe włosy opadły na ramiona, jej oczy świdrowały mój wzrok, jej ciało ruszało się podczas piosenek Metalica. Jednak ja musiałem wszystko spaprać. Jak zawsze zresztą.

Odkąd wyjechała Marcelina mam wyłączony telefon i nie mam zamiaru go włączać. Nie mam ochoty rozmawiać z kimkolwiek, oprócz narzeczonych. Oni jedyni pomagają mi przeżyć te najgorsze dni. Wiedzą, że teraz jestem załamany. Chcą mnie jakoś pocieszyć, ale do szczęścia potrzebna mi jest tylko Zasiewska.

O godzinie 20.30 jestem już w moim mieszkaniu. Dziwnie to brzmi, moim. To brzmi, jakby już jej nie było... bo jej nie ma, Łukasz! Mówi mi mój głos w głowie. Ma rację. Odeszła. Marcelina odeszła. Idę do łazienki wziąć prysznic, a potem kieruję się do sypialni. Kładę się do naszego mojego łóżka i próbuję zasnąć. Próbuję, bo nie umiem. Brakuje mi drugiej osoby w tym łóżku. Nie mam kogo przytulić, pocałować, i wyszeptać dwa piękne słowa. Nie mogę, bo jej nie ma. Zabawia się pewnie z jakimś Hiszpanem lub Włochem, a ja jestem w Polsce i przechodzę katorgi, bo nie mam przy sobie osoby, którą kocham. Tak cholernie kocham.


Ona.

Ból... Tak okropny ból, gdy widzisz, że zostawiasz wszystko w tyle. Tak przygnębiający ból, gdy wiesz, że tam, skąd uciekasz, czekają na ciebie najbliżsi. Ból związany z opuszczeniem swojego miejsca na Ziemi. Ból nie fizyczny, ale ten w sercu, gdy wiesz, że zostawiasz kogoś, kto Ci zaufał i powierzył Ci całe serce i umysł. Ból, który sprawia, że tracisz siły do życia. Ból, który nocami prowokuje do powrotu, a po drugiej stronie rozum, który mówi, że to najlepsze wyjście z zaistniałej sytuacji. Ból, który powoli zabija mnie od środka...

Tak Bardzo za Tobą tęsknię... Tak bardzo chciałabym obudzić się przy Tobie i powiedzieć to był tylko zły sen, to tylko sen... Tak bardzo pragnę poczuć smak Twoich ust, które tak zawzięcie walczyłyby z moimi... Tak bardzo pragnę znów usłyszeć Twój głos, którym uwodziłbyś mnie, a niestety musi wystarczyć mi wywiad czy ten śmiech na automatycznej sekretarce...Tak bardzo chce wpatrywać się bez końca w Twoje oczy, takie radosne, zawsze z zawziętością w sobie, które przecież wcale nie są jakieś nadzwyczajne... Są po prostu moje... Tak Kochanie, pragnę wrócić, ale nie mogę tego zrobić, bo za bardzo Cię już w życiu skrzywdziłam... Teraz musimy radzić sobie sami...

Tylko czy ja sama potrafię sobie poradzić? W Paryżu jestem już ponad dwa tygodnie, a czuję się tutaj, jakby była to jakaś kara. To kara za kłamstwa... Mówi mi cichy głos wewnętrzny.Muszę to jakoś wytrzymać i wytrzymam, bo w końcu jestem silna, nie? Podobno silna... Silna tylko przy Tobie, a nie gdy jestem całkowicie sama... Brakuje mi Klaudii, darcia kotów z Fabianem, upierdliwego Pawełka, ale przede wszystkim brakuje mi Ciebie i tego nie da się ukryć.

- Tak słucham - słyszę jej głos i nie potrafię się odezwać. Bo co ja właściwie mogę jej powiedzieć. Przepraszam, że zostawiłam Cię samą z przygotowaniami do ślubu ? W tym momencie nic nie jest odpowiednie do wypowiedzenia. Teraz powinnam być właśnie z nią. - Halo...
- To ja... Marcelina...
- Boże, dziewczyno, nawet nie wiesz jak ja się o ciebie martwiłam... - zaczyna spokojnie, ale już po chwili jej głos się podnosi. - Dlaczego się tyle czasu nie odzywasz?! Dlaczego zostawiłaś nas wszystkich?! Dlaczego nie powiedziałaś mi nawet gdzie lecisz?! A tak właściwie, to gdzie ty jesteś?
- W Paryżu - od tego momentu rozmawiamy już spokojnie. Nie krzyczy na mnie, nie jest zła. Po prostu mnie wysłuchuje i pozwala się wypłakać się. Właśnie tego było mi potrzeba. Potrzebowałam wreszcie z kimś porozmawiać, a nie tylko udawać kogoś innego na planie filmowym. Potrzebowałam kontaktu z kimś bliskim. 
- Klauduś, co ty na to, żebyś przyleciała tutaj do mnie i byśmy urządziły sobie taki mały wieczór panieński, ale wiesz, Fabian nic o tym nie wie, co ty na to?
- Jesteś szalona, ale zgadzam się - słyszę, że się śmieje. - Tylko co ja Fabiemu powiem?
- Wiesz co, zabierz ze sobą jakieś koleżanki, czy kogo chcesz i powiedz mu, że jedziesz się zabawić, tak jak on w Polsce.
- Jestem u ciebie jutro.

Tak jak obiecała, tak również się stało. Przyleciała z dwoma przyjaciółkami, Izą i Asią. Obie to bardzo miłe dziewczyny, więc od razu złapałyśmy dobry kontakt. dniami zwiedzałyśmy miasto, a nocami przesiadywałyśmy na parapecie w moim mieszkaniu i, popijając wino, wpatrywałyśmy się w pięknie oświetlony Paryż. Spędziłyśmy we cztery cały weekend, ale niestety w niedzielę wieczorem wsiadły do samolotu i odleciały, a ja znowu zostałam sama i znowu zaczęłam myśleć tylko o Tobie. Jednocześnie cię kocham i nienawidzę, Kadziewicz...

Leżąc w łóżku, jak tylko zamknę oczy, widzę Twoją roześmianą twarz, którą dzielą centymetry od mojej. Jesteś tak blisko. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Mam ochotę wpić się w Twoje usta, długo Cię całować i powiedzieć przepraszam, że spieprzyłam Ci życie, ale cholernie Cię kocham... Niestety po chwili znikasz... Czar pryska od razu, gdy tylko chcę się przysunąć do ciebie... Nie ma Cię i najprawdopodobniej już nigdy nie będzie.


~*~*~

Dzuzeppe : Co ja mogę napisać. Polacy niestety Argentynę to zobaczyć będą mogli już tylko na wakacjach, jeśli się tam wybiorą :( Czy nie macie wrażenia, że coś się na tej Lidze Światowej wypaliło, że nie ma już tej siły, jedności? Ja to niestety widzę i strasznie nad tym ubolewam :-'(  Chyba powoli zbliżamy się do końca tej historii. Jak widzicie, nie jest na razie wesoło w życiu Marceli i Łukasza. Mam dla Was zagadkę. Jak myślicie, to historia będzie zakończona happy end'em czy też będzie płacz, smutek i łzy? :P Zapraszam serdecznie również na 22 na Add me wibgs, 2 na To tylko siedem dni,  Kotku  oraz na https://www.facebook.com/OpowiadaniaIBlogiOSportowcach gdzie każdy może zostawić prośbę o udostępnienie własnego bloga :) Całusy :* :* :*
Maniek: Siemaneczko, Paróweczki!
Maniek dzisiaj nie w humorze... w końcu przegrana z Bułgarią boli, cholernie boli. Argentynę to nasi zobaczą, tylko i wyłącznie na pocztówkach. Natomiast dobre jest to, że Włochy są w Final Six. Ja osobiście w nich wierzę i mam nadzieje, że pokonają wszystkich, każdego! Możecie po mnie jechać, ale moja miłość do Włoch i włoskiej siatkówki zawsze będzie taka sama :P
Więc skoro Dzuzeppe ma dla was zagadkę to ja dla was też :) Może nieco łatwiejsza/trudniejsza, ale wiem, że dacie sobie z nią radę. Która z nas pisała perspektywę Łukasza, a która Marceli i dlaczego?
A i jeszcze coś, chcecie abyśmy wraz z moją ukochaną, wspaniałą, megahiperzarąbistą autorką sklepiły coś jeszcze razem? :] Piszcie co o tym sądzicie :3 Ja do tego czasu was pozdrawiam i idę topić smutki w czekoladzie i lodach. (dzięki mamuś, że byłaś na zakupach, zgrubne przez ciebie♥)  Zapraszam również na 1 na Nie dusza kocha, lecz oczy

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 14 -Prawda musi zostać wypowiedziana w odpowiednim momencie, a nie wtedy, kiedy nie ma już wyjścia...

Ona

Wiem, że to co teraz robię jest głupie, ale nie mogę zrobić nic innego. Muszę się od tego odciąć. Muszę choć spróbować zapomnieć. Muszę dać sobie z tym radę, choć wiem, że jest to najtrudniejszy moment w moim życiu. Ty leżysz jeszcze w łóżku, a ja po cichu skradam się do wyjścia. Uciekam... Jedyne, co muszę jeszcze zrobić, to wyjaśnić ci wszystko. Dlatego piszę list.



Drogi Łukaszu,Kiedy będziesz czytać ten list, mnie już najprawdopodobniej nie będzie w Polsce. Proszę, nie próbuj mnie szukać, bo nawet Klaudia i Fabian nie wiedzą gdzie się wybieram. Już nie mogłam dalej Cię okłamywać, dalej pchać nas oboje w tą chorą sytuację. To wszystko było dla mnie już za trudne. Za bardzo mnie przygnębiało.

Teraz chcę wyjawić Ci całą prawdę związaną ze mną. Pamiętasz może jak ponad dziesięć lat temu byłeś w Ustce z rodzicami i jeszcze kimś? Pamiętasz jak ta dziewczyna się nazywała, jaka była? Wiem, że możesz tego nie pamiętać, bo to było tak dawno... A pamiętasz ostatnią noc tego pobytu? Tą noc, gdzie pierwszy raz kochałeś się ze swoją dziewczyną? Pamiętasz to, jak szeptała ci do ucha, że już na zawsze będzie Cię kochać, że nigdy o Tobie nie zapomni? Pamiętasz tą noc i tę dziewczynę? 

Pamiętasz ten mecz, który decydował wtedy o mistrzostwie? Bardzo chciałam tam być, ale nie zdążyłam mimo wielkich starań. Na hali dowiedziałam się, że pojechaliście świętować do klubu. Ja również tam pojechałam. Weszłam do środka i zobaczyłam Ciebie... Nawet nie wiesz, jak się wtedy poczułam... Wykorzystałeś mnie, a potem zapomniałeś o mnie... Znienawidziłam Cię... Nie chciałam Cię znać.

Ja pamiętam wszystko... To ja byłam tą dziewczyną... To ja jestem tą Marceliną, która przeżyła z Tobą pierwszy raz... Pewnie nie mieści Ci się to w głowie, podobnie jak i mnie, że los po raz drugi postawił nas sobie na drodze... Wyjechałam po tym wszystkim do Warszawy. Myślałam, że tam wszystko sobie ułożę, ale tak nie było. Było okropnie. Nie mogłam się odnaleźć. Wszystko było takie inne. Nie było naszej ławki w parku, naszej polany w pobliskim lesie... Nie było Dobrego Miasta czy Olsztyna... Nie było Ciebie... Może właśnie dlatego udało mi się podnieść.

Kiedy myślałam, że wszystko wreszcie się układa, kiedy moja kariera kwitnęła... Kiedy wreszcie uporałam się z tęsknotą za Tobą i zaczęłam normalnie żyć, moje życie znowu się rozsypało... Rodzice na pewno Ci mówili, że Moi mieli wypadek... Oboje zginęli, a ja znowu się rozsypałam... Gdyby nie Klaudia, to już byś mnie nigdy nie zobaczył, nie spotkalibyśmy się w klubie kilka miesięcy temu, nie spędzilibyśmy tylu przyjemnych nocy, poranków, całych dni... 

Chciałam się zabić... Oni wtedy jechali na święta do Krakowa do mnie, do dziadków, do całej rodziny... Teraz możesz mnie znienawidzić, ale o wszystko, co złe wydarzyło się w moim życiu, obwiniałam właśnie ciebie... Myślałam wtedy, że gdybyś mnie wtedy nie zdradził, to bylibyśmy wtedy razem, a rodzice zamiast jechać przez pół Polski do Krakowa, czekali by na nas i może nasze dzieci u siebie w domu... Nic by się im nie stało. Teraz już wiem, że byłam głupia, bo przecież nie musielibyśmy być razem, nawet gdybym się o niczym nie dowiedziała. Przecież mogliśmy rozstać się z innego powodu... 

Wszystko mogło się potoczyć inaczej. Może nie byłabym teraz aktorką. Może nie osiągnęłabym tyle co mam. Może byłabym poukładaną żoną i panią domu. Może byłabym zwykłą sprzątaczką, której ledwo od piętnastego do piętnastego starcza na życie. Może nie byłabym, tak jak teraz pustą, bezuczuciową suką, zadufaną tylko w sobie. Może bym Cię teraz, uciekając, nie krzywdziła. Może... Może było by inaczej...

W październiku, jak Cię zobaczyłam po raz pierwszy po tylu latach, miałam ochotę Cię zabić, bo znowu pojawiłeś się w moim jako tako poukładanym życiu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko było mi Cię tak okłamywać, że Cię nie znam. Ty również sprawiłeś mi przykrość tym, że mnie nie rozpoznałeś. Sprawiłeś, że znowu zaczęłam o Tobie myśleć. Ale największym pragnieniem było to, by się na Tobie zemścić. Pragnęłam byś poczuł się tak jak ja wtedy w klubie. Wszystko miałam zaplanowane, ale z każdym kolejnym spotkaniem z Tobą mój plan pryskał. Po prostu znikał, bo liczyłeś się tylko ty. 

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mnie nie poznajesz? Dlaczego traktujesz mnie, jak nowo poznaną osobę? Wiem, że się zmieniłam. Wtedy byłam małolatą. Moje włosy sięgały prawie do pasa, lekko się kręciły. Moja figura też była inna. Nie byłam wtedy kościstą dziewczyną, tylko normalną, jak na tamte czasy nastolatką.... Nawet nie wiesz, jak jest mi przykro... Ale mimo wszystko dziękuję Ci właśnie za to, że mnie nie pamiętałeś. Dziękuję Ci, że pozwoliłeś mi choć na chwilę znowu poczuć się szczęśliwym człowiekiem. Dziękuję, że przez ten czas po prostu byłeś...

Wiem, że zostawiając Cię teraz, gdy poprosiłeś mnie bym została Twoją żoną, a ja się zgodziłam, ranię Cię, tak jak kiedyś ty mnie. Przepraszam... To nie miało tak wyglądać. Miało być inaczej. Miałeś się we mnie nie zakochać. Ja miałam się Tobą tylko bawić, a potem w niezobowiązujący sposób odejść. Niestety, albo i stety, wszystko potoczyło się inaczej. Ja również się w Tobie zakochałam, ale nie mogę być z Tobą po tym jak się zachowałam, nie mówiąc Ci prawdy...

Proszę, wybacz mi i zacznij żyć od nowa. Już na zawsze pozostaniesz w moim sercu... Już na zawsze będę Cię kochać... Najgorsze jest to, że nie mogę z Tobą być, bo to za bardzo mnie boli... Proszę, zapomnij o mnie i znienawidź, bo to co robię teraz, jest tego godne... Dziękuję Ci, że dałeś mi te kilka chwil szczęścia, że pozwoliłeś się pokochać...

Na zawsze już Twoja,Marcelina ...


Składam kartkę na pół i wkładam ją do koperty. Śpisz niczego nie świadomy na swoim wielkim łóżku po naszej wspólnej nocy. Jesteś niczemu winny. To ja wszystko tym razem spieprzyłam i nie da się już tego odbudować. Muszę choć Tobie dać szansę na szczęście, bo ja swoją zaprzepaściłam.


Kładę kopertę na wolnej poduszce obok ciebie. Siadam na łóżku i przyglądam się Tobie i temu pierścionkowi, który od wczoraj gości na moim palcu. Powinnam go zostawić, ale nie mogę, nie potrafię. Ostatni raz całuję Cię delikatnie w usta. Nie reagujesz. Na twojej twarzy gości tylko błogi uśmiech. Pewnie śni Ci się coś pięknego. Tego właśnie Ci życzę. Bądź szczęśliwy, a i ja może będę...

Zabieram swoje rzeczy i wychodzę. Walizkę pakuję w dosłownie dziesięć minut. Nie muszę przecież mieć wszystkiego. Mam pieniądze, więc inne rzeczy mogę kupić już na miejscu. Wsiadam do taksówki. Jadę na lotnisko, żeby opuścić Polskę. A przede wszystkim by opuścić Ciebie...





On

Powoli budzę się ze snu w swojej sypialni. Jeszcze do końca nie mogę przyzwyczaić się do tego miejsca. Jest obce, ale dzięki Marcelinie choć trochę czuję, że staję się takie moje, takie nasze... To dziwne, że w ciągu tych sześciu miesięcy tyle w moim życiu się zmieniło. Nawet nie marzyłem o tym, by spotkać jeszcze kogoś na swojej drodze i go pokochać. Myślałem, że to już dawno za mną.

Właśnie, gdzie moja Marcelino jesteś? Po drugiej stronie łóżka już Cię nie ma, więc pewnie już wstałaś i siedzisz, jak to masz w zwyczaju, w łazience. Przeciągam się leniwie, wstając z materaca, zakładam bokserki i udaję się do kuchni. Wstawiam wodę na kawę. Parzę ją, a Ty nadal nie wychodzisz. Idę w kierunku pomieszczenia. Pukam, ale nie odpowiadasz. W końcu otwieram drzwi i zastaję pustkę. Nie ma Cię tu, więc gdzie jesteś? 

Wybieram Twój numer, ale odzywa się tylko automatyczna sekretarka, którą powoli zaczynam nienawidzić. Sytuacja powtarza się już kilkakrotnie. Zaczynam się denerwować, bo zniknęłaś. Pospiesznie zakładam swoje ubrania i już mam zamiar wychodzić, ale zauważam jeszcze jakąś kopertę. Biorę ją do ręki i otwieram w pośpiechu. 

Wypada z niej list, a na nim napisane jest moje imię. Co to kurwa ma wszystko znaczyć?! Gdzie Ty jesteś?! 
Wyjmuję go i czytam po kolei każdą z linijek, siadając na łóżku.  

(...) Kiedy będziesz czytać ten list, mnie już najprawdopodobniej nie będzie w Polsce. 
(...) wyjawić Ci całą prawdę związaną ze mną (...) 
Pamiętasz, jak pierwszy raz kochałeś się ze swoją dziewczyną? (...) 
Pamiętasz tą noc i tę dziewczynę? (...)  zobaczyłam Ciebie (...)
(...) Ja pamiętam wszystko... 
To ja byłam tą dziewczyną... 
To ja jestem tą Marceliną, która przeżyła z Tobą pierwszy raz... 
(...)  ...rodzice mieli wypadek... Oboje zginęli, a ja znowu się rozsypałam... 
Chciałam się zabić... 
(...) możesz mnie znienawidzić, ale o wszystko, co złe wydarzyło się w moim życiu, obwiniałam właśnie ciebie...
Wiem, że zostawiając Cię teraz, (...) ranię cię, tak jak kiedyś ty mnie. 
Przepraszam... Proszę, wybacz mi i zacznij żyć od nowa...


Na zawsze już Twoja,
Marcelina ...

Nic do mnie nie dociera... Przecież to nie możliwe. Przecież Marcelina to... Ona nie może być tą Marceliną... Nie może... Dlaczego ja się niczego nie domyśliłem? Dlaczego w ogóle mogłem o tym zapomnieć? Przecież to była najwspanialsza chwila w moim życiu... Dlaczego znowu wszystko przeze mnie się rozpierdziela? Dlaczego muszę wszystko spieprzyć?

Jedynym wyjściem jest to, by jak najszybciej znaleźć się teraz u Klaudii. Przecież ona musi coś wiedzieć. Po kilkunastu minutach jestem już pod mieszkaniem jej i Fabiana. Chłopaka nie ma w środku. List od razu daje Klaudii. Nic nie mówi, tylko czyta. Sam nie wiem, czy Marcelina jej o wszystkim powiedziała, czy dowiaduje się wszystkiego właśnie z tego listu. Chyba mnie już to nie interesuje.

- Proszę Cię, Klaudia, pomóż mi ją znaleźć. Ja muszę z nią porozmawiać - mówię łamliwym głosem.
- Łukasz, ale ja na prawdę nie wiem, gdzie ona może być. Nic mi nie mówiła, że chce to tak zakończyć. Owszem, powiedziała mi o tej historii z przeszłości, ale nie powiedziała, kim był ten chłopak. Ja na prawdę nic nie wiedziałam...
- Rozumiem... Klaudia, ja chyba... Ja mam do ciebie prośbę... Albo nie... Nie ważne... Cześć - daję jej buziaka i wychodzę. 

Pędzę samochodem jak tylko mogę szybko. Nie zwracam uwagi na znaki, na innych uczestników ruchu drogowego. Nie liczy się dla mnie to, że mogę stracić życie lub komuś je odebrać, że wszystko może przestać istnieć. Nic się już nie liczy. Nie liczy się, bo straciłem Ciebie... Znowu przeze mnie...


~*~*~
Bo przecież czternastka nie zawsze jest szczęśliwa, mimo że jest podwojeniem siódemki...
No i stało się. Marcelina uciekła... Wiem, że powinna powiedzieć Łukaszowi prawde wcześniej i to w cztery oczy, a nie teraz uciekać, ale tak już miało być od początku. Tak to z Maniek ustaliłyśmy... Jeśli być może nie spełniłyśmy Waszych oczekiwań, to przepraszamy... Piszę tak jakby to miał być już koniec, a tak przecież nie jest :D
Z całego serca dziękuję chłopakom za te stany przedzawałowe podczas oglądania meczu  :) Maniek była w Spodku, więc już nie mogę się doczekać jej relacji z tegoż wydarzenia :)
Zapraszam również na pierwszy rozdział na To tylko siedem dni, Kotku :) oraz na jutrzejszy na Add me wings
Zachęcam do komentowania :)
Pozdrawiam, 
Dzuzeppe :*

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 13


On

Co w życiu sprawia, że wszystko inne przestaje istnieć? Co przesłania nam dotychczasowe plany, wyzwania postawione już tak dawno, a nadal nie wypełnione? Co trzyma nas w letargu, a jednocześnie sprawia, że czujemy się, jakbyśmy unosili się kilka metrów na ziemi, ale nie byli duchami czy aniołami? Co jest sensem życia przeciętnego człowieka na tej planecie? Co sprawia, że czujemy się szczęśliwi?

Dla jednych to dobra praca, dzięki której nie musimy sobie niczego odmawiać, dla innych  wspaniałe wyniki w szkole i świadectwo z czerwonym paskiem, zdarzają się również ludzie, którym do pełni szczęścia wystarczy zdrowie rodziny i jej obecność. A co dla mnie jest szczęściem? Odpowiedź może być tylko jedna. Moje szczęście to Marcelina. Co z tego, że znam ją dopiero pół roku, jak już wiem, że chcę być z nią do śmierci. Ja ją kocham.

Do całkowitej pełni szczęścia brakuje mi tylko dobrej gry Politechniki. Walczymy ze Skrą o tylko piąte miejsce, mimo że wszyscy liczyliśmy w tym sezonie na podium, a chyba nawet nie zakończymy sezonu na miejscu gwarantującym udział w europejskich pucharach. Ponieśliśmy już dwie porażki, ale teraz na szczęście mamy dłuższą przerwę, bo są święta. 

W tym roku spędzę je nie w Olsztynie, a z Marceliną, rodzicami i przyszłym państwem Drzyzgą oraz ich rodzinami w Warszawie. To pomysł Klaudii, żeby zorganizować takie duże święta właśnie u nich. Właśnie dlatego teraz jestem już w rodzinnym mieście, by zabrać rodziców do stolicy.

- Mamuś, dziewczyny na prawdę umieją gotować - śmieją się na widok koszyka wypchanego świątecznymi potrawami. 
- Synku nie marudź. Chyba nie myśleliście, że w gościnę z pustymi rękami pojadę - mówi i wychodzi z kuchni.
- Matka ma zawsze rację, Łukasz - tata zanosi walizki do bagażnika i s powrotem wraca do domu. -  Łukaszku, mama chce ci coś dać, więc idź do naszej sypialni, bo chyba już tam na ciebie czeka.

Niespiesznym krokiem wchodzę na poddasze i udaję się w kierunku sypialni rodziców. Cicho pukam, a gdy słyszę "proszę", wchodzę do pomieszczenia. Widzę mamę siedzącą na łóżku i trzymającą coś w dłoniach. Podchodzę do niej i siadam obok. Przyglądam się jej. Co widzę? Szczęście wymalowane na jej twarzy i jednocześnie obawę o coś.

- Łukaszku... Oboje z tatą postanowiliśmy przekazać ci coś, co jest dla naszej rodziny bardzo ważnym wspomnieniem... Łukasz, wiemy, że między Tobą a Marcelinką naprawdę się dobrze układa i bardzo chcemy, żeby nic się nie popsuło... Kiedy oświadczałeś się Kamili, nie byliśmy pewni, czy to jest odpowiedni moment, żeby ci to przekazać, ale teraz uważamy, że ten jest właściwy... Teraz dopiero widzimy, że jesteś zakochany po uczy, a i po Marcelinie to widać...
- Właśnie dla tego - do pomieszczenia wszedł tata - chcemy dać ci ten pierścionek, czyli ostatnią zachowaną pamiątkę po mojej babci, która zginęła na wojnie... Jesteśmy przekonani, że Marcelina na niego w całości zasługuje i będzie go strzec, tak jak cała moja rodzina przez te lata...
- Ale... Skąd wy w ogóle wiecie, że chcę się jej oświadczyć, skoro ja nawet nie jestem jeszcze tego pewien?
- Łukasz, my zawsze wiemy to, co siedzi w Twoim sercu, właśnie dlatego nie daliśmy ci tego wcześniej...

Czy moi rodzice są prorokami? Zdecydowanie...

Wieczorem jesteśmy już w Warszawie i jemy postną kolację, przygotowaną na spółkę przez moją dziewczynę i moją mamę. Jak to dziwnie brzmi. Dwie najważniejsze kobiety w moim życiu i to jeszcze się lubią. Potem rodzice idą spać w wolnym pokoju, a my leżymy chwilę na kanapie i cieszymy się ciszą. Niedawno odkryłem, że uwielbiam patrzeć w Twoje oczy, bo coś mi przypominają, a jednocześnie jeszcze są takie tajemnicze.

- Chyba nigdy Cię nie rozszyfruję...
- I o to własnie chodzi... Masz mnie tylko kochać i być tylko moim...

Czy mogę stwierdzić jednoznacznie, że jestem szczęśliwy?
Oczywiście, że mogę...




Ona

Co w życiu sprawia, że wszystko inne przestaje istnieć? Co przesłania nam dotychczasowe plany, wyzwania postawione już tak dawno, a nadal nie wypełnione? Co trzyma nas w letargu, a jednocześnie sprawia, że czujemy się, jakbyśmy unosili się kilka metrów na ziemi, ale nie byli duchami czy aniołami? Co jest sensem życia przeciętnego człowieka na tej planecie? Co sprawia, że czujemy się szczęśliwi?

Dla jednych to dobra praca, dzięki której nie musimy sobie niczego odmawiać, dla innych  wspaniałe wyniki w szkole i świadectwo z czerwonym paskiem, zdarzają się również ludzie, którym do pełni szczęścia wystarczy zdrowie rodziny i jej obecność. A co dla mnie jest szczęściem? Odpowiedź może być tylko jedna. Moje szczęście to Łukasz i jego miłość, nawet jeśli znamy się dopiero te pół roku, to wiem, że to właśnie przy nim chcę się zestarzeć, ale przecież nie mogę okłamywać go przez całe życie. Muszę wreszcie to wszystko skończyć.

Ale nie zrobię tego przecież w święta. Razem z Twoimi rodzicami wychodzimy właśnie z Kościoła strasznie zmarznięci i udajemy się do mieszkania państwa Drzyzga już niedługo. Coś w tym roku pogoda nam nie dopisała, ale najważniejsza jest rodzina przecież. Czuję tę atmosferę, która wypełnia wszystkich. To rodzinne ciepło, szczerość wypowiadanych słów, miłość wiszącą w powietrzu. Czuję, że i ja nie muszę wreszcie niczego udawać, bo to Łukasz mnie zmienia na lepsze i staję się tą dziewczyną z tak odległej przeszłości.

- Kochani proszę o chwilę ciszy - Fabian wstaje z krzesła i widać po nim, że to co chce powiedzieć, jest dla niego bardzo ważne. - Chcielibyśmy oboje na początku zaprosić państwa Kadziewiczów na nasz ślub jak i wesele oraz przypomnieć wszystkim pozostałym, że to już niedługo i ten no... Kase oszczędzajcie - ten to wie, jak rozweselić towarzystwo, bo wszyscy wybuchamy śmiechem. - No ale to jeszcze nie wszystko...
- Tylko mi nie mówcie, że zostanę młodą babcią - śmieje się mama Fabiego.
- To ci na razie mamusiu nie grozi, no chyba że...- nawet nie kończy, po Klaudynek już mu kuksańca w żebra daje. Tak trzymaj siostra. - No w każdym razie jeszcze sobie na wnuka poczekacie... No ale do rzeczy... Chcieliśmy... to znaczy ja chcę, powiedzieć wszystkim tu zgromadzonym, że od nowego sezonu będę grać w Resovi i oboje z Klaudią przeprowadzamy się do Rzeszowa...- milknie, a wszyscy tylko patrzą się to na jedno to na drugie i nie wiedzą, co powiedzieć.
- Szwagier, no to gratulacje - podchodzę do niego szybko i przytulam. - A nad tymi potomkami, to jeszcze pomyśl - mówię już zdecydowanie ciszej, żeby jego narzeczona tego nie słyszała.
- I co przyjacielu, mówisz, że już nie będziemy ze sobą grać - podchodzisz również do niego - Powodzenia stary... Klaudia, No co ja mogę powiedzieć... Brakować mi was będzie, no ale może wreszcie Marcela będzie miała czas dla mnie - śmiejesz się, ale tylko przez chwilę, bo milkniesz pod moim spojrzeniem. - No dobra już... My już chyba nie będziemy wam przeszkadzać. Mamo, tato, Marcelina jedziemy?
- Łukaszku, ani mi się waż teraz rodziców zabierać. Wy sobie z Marcelinką jedźcie, a my z Marcinem zabierzemy ich do mieszkania Marceli i tam będą nocować, a wam nie będziemy przeszkadzać. Krysiu, Marku, zgadzacie się, prawda? - z propozycją wychodzi ciocia Magda, mama Klaudii.
- O właśnie, Dzieci jedźcie, a my sobie tu w swoim towarzystwie zostaniemy - Twoi rodzice chyba coś knują, prawda?
- No dobrze... Marcelina, idziesz?
- Tak, tak... 

Pół godziny później jesteśmy już w Twoim mieszkaniu. Rozlewasz wino do kieliszków, a ja siedzę pod ciepłym kocem. Mieszkanie jest strasznie wychłodzone, bo oczywiście pan Genialny, Idealny i Wszystko Wiedzący zapomniał okna zamknąć, no ale jak ja mam się na ciebie gniewać dłużej niż minutę, jak wpatrujesz się we mnie tymi zielonymi oczami w dodatku, jak mogą racjonalnie myśleć, jeśli Twoje usta tak zawzięcie walczą z moimi?

Po chwili w pomieszczeniu robi się już ciepło, więc siadamy razem na kanapie i popijamy wino, które dostałeś od swoich znajomych z Włoch, kiedy byliśmy tam na weekend w lutym. Leże przytulona do ciebie, a ty bawisz się moimi włosami. Przestajesz, więc zdezorientowana  podnoszę się do pozycji siedzącej i wpatruję się w Ciebie.

- Łukasz, co jest?
- Poczekaj chwilę - mówisz i wychodzisz do sypialni. Wracasz z jedną czerwoną różą. Podchodzisz i klękasz przede mną. - Marcelina, ja... Chcę zadać Ci jedno z najważniejszych pytań w naszym wspólnym życiu... - cała w środku się trzęsę, bo wiem, o co chcesz zapytać. Przecież to nie miało tak być. - Nie mogę obiecać ci, że będzie jak w bajce, że zawsze będę przy Tobie, bo wiesz ja jestem sportowcem... Jedyne co mogę ci obiecać to to, że już na zawsze będę Cię kochać i że jesteś dla mnie najważniejsza... Marcelina, czy wyjdziesz za mnie?
- Łukasz... - pustka. Totalna pusta w głowie w tym miejscu, gdzie powinny znajdować się wypowiadane przeze mnie słowa. Gdzie podziała się ta Marcelina sprzed roku? Czy umarła, a może tylko się zagubiła? Kim teraz jestem?
- Marcelina, proszę, powiedz cokolwiek...
- Łukasz, ja... Kocham Cię i tak, wyjdę za ciebie.

Wsuwasz mi na palec pierścionek, który przed Bożym Narodzeniem pokazywała mi Twoja mama i powiedziała, że jest dla Twojej rodziny bardzo ważny. Podarowałeś mi skarb całej rodziny, bo mnie kochasz. Łączysz nasze usta w pocałunku, i delikatnie zaczynasz pozbywać się naszych ubrań...

Czy mogę na tę chwilę stwierdzić, że jestem szczęśliwa?
Aktualnie mogę, ale wiem, że nie zawsze tak będzie...

~*~*~
Witam :)
No i doszło do zaręczyn. Powiem tylko to, że w sobotę możecie spodziewać się smutnego rozdziału tutaj... 
Przepraszam, że dodaje dopiero dziś, ale no nie rozdwoję się, a znajomi ciągną ;) i obowiązki :( 
Jak ktoś czyta lub chce zacząć, to zapraszam serdecznie na 21 rozdział na Add me wings :)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*