sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 16


Ona.


Wracam... Wreszcie wracam po miesiącu do Polski. Wracam do mojej Warszawy i bliskich, których zostawiłam. Wracam do Klaudii i Fabiana, bo na to, żeby wracać do Ciebie, chyba już nie zasługuję... Nie zasługuję na to, żeby w ogóle móc wrócić. Nie zasługuję na życie... Przynajmniej tak się właśnie czuję. Czuję się jak ostatnia osoba, która może od tak wrócić do domu i powiedzieć, że ''cieszę się, że Was widzę''. 


Co z tego, że jestem tu, gdzie moje miejsce, jak wcale się tak nie czuję. Nie czuję szczęścia, a jedynie ulgę, że nie sprawię nikomu przykrości. Wracam, ale nic już nie mogę zmienić, nie mogę cofnąć czasu i zacząć wszystko o powiedzenia prawdy. Tak bardzo chciałabym być teraz przy Tobie. Tulić się do ciepłego ciała, całować każdy jego skrawek czy liczyć na coś podobnego z Twojej strony. Ale nie mogę na to liczyć... Spieprzyłam wszystko i muszę się z tym pogodzić.

Odbiera mnie Klaudia. Umówiłyśmy się, że nie powie narzeczonemu, kiedy przylatuję. On ma się teraz wybawić, a nie zajmować się mną.  W końcu to jego ostatnie podrygi, jako wolnego mężczyzny. Już za dwa dni zostanie zaobrączkowany i się wolność skończy. Spędziłyśmy razem kilka ładnych godzin na łażeniu po centrum handlowym, a praktycznie i tak niczego nie kupiłyśmy, oprócz kawy i ciacha. Po południu Klaudia zajmuję się pakowaniem walizek, a ja jadę do Krakowa.

Punktualnie o osiemnastej melduję się w domu dziadków, który będzie robił za hotel mój, Fabiana, jego rodziców, oraz jego drużby. Jeszcze go nie poznałam, ale ma nim być brat Fabiana, Bartek. Od razu babcia zaciąga mnie do kuchni i każe się najeść za dwoje, bo podobno schudłam, od czasu gdy mnie na święta widziała. Ma rację. Schudłam tak, że sukienka, którą kupiłam na wesele jest za duża i musiałam kupić jeszcze jedną.

- Marcysia, mogę? - siedzę w dawnym pokoju mojej mamy, który kiedyś był moim, gdy przyjeżdżałam tu na wakacje, gdy zastaje mnie dziadek.
- Oczywiście dziadku. Chodź - robię mu miejsce na łóżku.
- Dziecko, czy coś się stało? - rozgryzł mnie. Zawsze mógł tylko spojrzeć, a już wiedział, że coś jest nie tak. - Mnie nie oszukasz. Ja zawsze rozpoznam, gdy ciebie lub Klaudie coś trapi. Więc...powiesz mi?
- Właśnie wiem, że Cię nie oszukam... Tak dziadku, stało się coś... - zaczęłam przypominać mu przeszłość. Mówiłam o tym, że byłam z chłopakiem, ale nie mówiłam, że był to Łukasz Kadziewicz. - Dziadku, wiesz, że spotykam się z Łukaszem od listopada, prawda? - kiwa głową. - On mi się oświadczył w Święta Wielkanocne, a ja się zgodziłam...
- I to dla tego jesteś taka smutna? Dziecko to się trzeba cieszyć.
- Tylko że ja uciekłam następnego dnia... Nie mam z nim kontaktu od miesiąca. Teraz mieszkam w Paryżu... Dziadku, Łukasz to właśnie ten chłopak z przeszłości, słyszysz... Tylko, że on mnie nie poznał... Ja się chciałam na nim zemścić, chciałam go zostawić tak jak on mnie wtedy... Chciałam zemsty, a dostałam miłość... Dziadku, ja go znowu pokochałam, a najgorsze jest to, że on też... Ja go nadal kocham...
- Więc dlaczego marnujesz sobie życie i przed nim uciekasz? - nie raz już sobie zadawałam to pytanie, a nadal nie znam na nie odpowiedzi. Ale teraz uświadomiłam sobie, że nie tylko mnie to może boleć.
- Bo za bardzo już go skrzywdziłam dziadku... Nie mogę teraz powiedzieć mu, że przepraszam, bo to nic nie da... Zraniłam go, jak i samą siebie i muszę ponieść tego konsekwencje...
- Dziecko, ty nic nie musisz... Ty możesz jedynie chcieć... - rozchyla ramiona, a ja od razu się do niego przytulam. - Marcelinko, nie trać czasu, proszę Cię... Walcz o swoje szczęście... - całuje mnie w czubek głowy i pozwala jeszcze bardziej się w siebie wtulić. Czuję się jak mała zagubiona dziewczyna, która całkowicie nie wie, co zrobić. - Marcysia, chyba czuję, że babcia naleśniki upiekła - zaczyna się uśmiechać. - Chyba nie zrobimy jej przykrości nie schodząc, prawda?
 - Oczywiście, że nie dziadku - uśmiecham się i oboje już po chwili zajadamy się naleśnikami z serem, dżemem, lub czekoladą.

Znowu czuję się jak mała dziewczynka. Gdy tylko przymknę oczy widzę roześmiane twarze rodziców. Są szczęśliwi, tak samo jak i  ja oraz dziadkowie. Lecz gdy otworzę oczy, wszystko znika, oprócz obrazu starszych o kilka lat dziadków, oraz mnie, zagubionej i wystraszonej światem. Teraz nie ma już tej wesołej dziewczynki, która całe dnie spędzała na zabawach z tatą i dziadkiem oraz dużym psem.

Grzecznie dziękuję za posiłek, zmywam, mimo że babcia najchętniej zrobiłaby to za mnie, żegnam się z nią oraz dziadkiem, który ogląda mecz. Na moje nieszczęście powtórkę ligowego pojedynku Politechniki ze Skrą. Spoglądam na Twoją sylwetkę, a dziadek od razu widzi, co się ze mną dzieje. Od razu zmienia kanał, a ja idę na górę. Biorę szybki prysznic i kładę się do łóżka. Wiercę się, a za nic w świecie nie mogę zasnąć. Sięgam po telefon, kilkakrotnie wybieram Twój numer. Kilkakrotnie naciskam zieloną słuchawkę, ale już po sekundzie anuluję połączenie. Nie mogę mieszać ci teraz w życiu. Z resztę teraz pewnie bawisz się z Fabianem...

 
On.

Alkohol... Co drugi dorosły Polak nie odmawia, kiedy podsuwają mu pod nos trunek. Co czwarty dorosły Polak z wielką chęcią nie rozstawałby się z Krupnikiem lub Żubrówką, ale musi. Co dwudziesty dorosły Polak nie rozstaje się ze swoimi procentami. Na wielu imprezach widnieje coś mocniejszego. Zazwyczaj dorośli członkowie rodzin piją drinki, wódki, wina, whisky, piwa. A ich pociechy bądź rodzeństwo, aż korci, aby spróbować tego spirytusu. Jednak nie zdają sobie sprawy, że kiedy dorosną i będą miały dostęp do tego trunków, może się to kończyć źle.

Mój dzień zaczyna się tak jak każdy... no może nie dokładnie, bo nie ma przy mnie Marceliny. Minęło już tak wiele czasu, a ja jeszcze nie umiem się przyzwyczaić do tego, że nie ma jej przy mnie. Idę do kuchni, aby zjeść coś pożywnego, w końcu Fabian ma dziś wieczór kawalerski! Wymyśliliśmy z uczestnikami przedsięwzięcia, że zamówimy Imprezowy Bus i zaprośmy jeszcze panią striptizerkę. Jak się bawić to się bawić, a co! Wszytko jest gotowe, teraz tylko czekamy na tą godzinę. Zjadłem śniadanie, ogarnąłem toaletę i nie wiem co robić dalej. Po długich namysłach zdecydowałem, że przejdę się po mieście. W końcu muszę coś robić...

Chodzę ulicami Warszawy i pomału wychodzę z siebie. Na każdym kroku widzę, obściskującą się parę lub małżeństwo z dziećmi u boku. Czy życie mnie tak nienawidzi? Po drodze dostaję telefon. Dzwoni moja była żona. Nie odbieram, bo między nami wszystko skończone. Raz na zawsze. Jednak ona nie daje mi spokoju i wydzwania do mnie przez cały czas. Zdenerwowany odbieram. - Czego?- syczę do słuchawki.
- Łukasz?- słyszę, że płacze. Ale mnie to nie obchodzi.- Moglibyśmy się spotkać?
- Nie.
- Ale kotku, proszę cię!
- Nie jestem twoim kotkiem, kobieto! Nie jesteś moją żoną, mamy rozwód i miałaś się trzymać ode mnie jak najdalej.
- Łukasz, ja cię cały czas kocham. Ta miłość do tego debila to było kłamstwo!- dobra sobie. Nienawidzę tej kobiety, zniszczyła mi życie, nic więcej.
- Twój książę cię zostawił, kaski nie masz i do mnie się zawracasz? Idź do Playboya, tam dużo ci zapłacą.- chciała coś powiedzieć, ale ja jej nie pozwoliłem.- Nie dzwoń już nigdy do mnie, rozumiesz?! Nie chce mieć z tobą nic do czynienia.- rozłączam się. Głupia idiotka! Myśli, że ja ją jeszcze kocham, ale to zwykła bzdura. Kasy nie ma to jakoś mi się sobie zarobić, żeby jej córeczka miała z czego życia. No i żeby ona miała na swoje zachcianki!Wracam do domu, jem obiad i idę spać. Musze być wyspany, bo nie mam zamiaru wyglądać jak zombie na imprezie. Nastawiam budzik na 18.00, aby jeszcze się ogarnąć.

Alarm budzi mnie o wyznaczonej godzinie. Nie mam ochoty wstawiać, tak fajnie mi się spało. Ale jako organizator muszę być na tej imprezie. Idę do łazienki, biorę prysznic, ubieram dżinsy, zwykły T-shirt i trampki. Nie ma ochoty ubierać się jak jakiś mafioza... Udaje mi się coś zjeść, ale słyszę dzwonek telefonu. Żyły zaczynają mi pulsować, ale idę do sypialni i patrzę na wyświetlacz. Paweł. Okej, z nim mogę pogadać.

- Słucham?
- Łuki, Łuki! Jestem przed twoim mieszkankiem, pan już zejdzie, idziemy na imprezę!- drze się do słuchawki Siezieniewski. Co ja głuchy jestem?
- Spokojnie, już schodzę.- mówię i już po chwili w wyśmienitych nastrojach idziemy na wyznaczone miejsce. 

Jest już tam połowa chłopaków z klubu, którzy mieli przyjść i prywatni znajomi Fabiego. Brakuje tej drugiej połowy i Pana Młodego. Razem z Pawłem witamy się z wszystkimi i dołączamy do rozmowy. Po jakimś czasie pojawia się Drzyzga i reszta facetów wraz z Busem! Pakujemy się do samochodu i zaczyna się impreza. Z głośników leci muzyka, na mini telewizorku leci mecz piłki nożnej, ale i tak mało kto zwraca na to uwagę.

Alkohol leje się strumieniami, Pan Młody jest za przeproszeniem najebany, więc nasza niespodzianka może już tańczyć. Grzesiu Szymański jest abstynentem, więc panuje nad sytuacją w Busie. Po krótkiej chwili do naszego autka wchodzi pani w krótkiej spódnicy, koszuli, wysokich szpilach i czapce. Jest to strój wzorowany na policjantkę, tak mi się przynajmniej wydaję. Podchodzi do Fabiana i zaczyna „tańczyć” z nim. Młody Drzyzga jest wniebowzięty, ale to może tylko dlatego, że jest na haju. Potem Dominika (jej prawdziwe imię, trzeba było wiedzieć jak się do niej dzwoniło) zaczyna tańczyć na rurze. Ściąga ubrania, które opadają na podłogę i pozostaje w samej bieliźnie. Moja prośba była taka, aby nie rozbierała się do kotleta. Dotrzymała obietnicy. Skończyła tańczyć, weszła do toalety, aby się przebrać (Grzesiu stał na czatach), po czym ponownie dała nam pokaz, tyle że tym razem w „normalnym” stroju. Tańczyła z każdym uczestnikiem wieczoru kawalerskiego, ale największą uwagę zwracała na Pana Młodego. Po skończonym występie, poprosiliśmy, aby kierowca autobusu zrobił nam zdjęcie wraz z panią Dominiką. Później odjechała, a my pojechaliśmy w dalszą trasę. Zatrzymaliśmy się pod jednym z klubów w Warszawie. Weszliśmy od niego i zawojowaliśmy parkiety! Ciągle piliśmy procenty, bawiliśmy się do czwartej nad ranem.

O piątej zamykali lokal, więc wyszliśmy z niego do naszego Busiku, który podjechał z nami na miejsce naszego spotkania. Tam żony, dziewczyny, siostry, bądź matki czekały na nas. Po mnie i Fabiana przyjechała Klaudia, która patrzyła na nas z politowaniem. Nie ma się co dziwić, w końcu wyglądaliśmy jak siedem nieszczęść a nawet i gorzej. Grzesiek, któremu dzień wcześniej przekazałem pieniądze zapłacił za wszystko i wszyscy pojechaliśmy do naszych mieszkań. Ja spałem w mieszkaniu narzeczonych, gdyż Klaudia nie chciała mnie puścić do mojego mieszkania. I w taki oto sposób skończyłem u nich na kanapie.

~*~*~

Maniek: Hejka!
Coraz bliżej do końca opowiadania! :) Chyba nie macie nam tego za złe? :]
W główce mojej i Dzuzeppe jest nowy blog. Bazgrzemy coś na karteczkach, ale nie wiadomo czy to opowiadanie ujrzy światło dzienne :P
Nie bijcie mnie, ale ja nigdy nie byłam na kawalerskim (i nie chcę być :P), więc nie wiem jak faceci się bawią... :c Ale uznajmy, że tak ta zabawa wygląda :D
Okej, ja nic więcej nie piszę i przygotowuje się na imprezę! W końcu trzeba jakoś na weselisku wyglądać ♥

Oczywiście zapraszam na dwójeczkę na nie-dusza-kocha-lecz-oczy.blogspot.com/ :] Może wam się spodoba :P
xoxo :*
Dzuzeppe: No i widzimy się ponownie :D
Zgadłyście, że to ja piszę perspektywę Marceliny w ostatnim i dzisiejszym rozdziale, co mnie cieszy bardzo, bo podpowiada nam, że już troszkę nas znacie :P
Maniek się bawi, a ja muszę cały dom ulokować w jego połowie (remont się zbliża) i nie wiem jak to będzie z pisaniem, ale oczekujcie nas za tydzień.
Przy okazji zapraszam na 3 na http://to-tylko-siedem-dni-kotku.blogspot.com/ 
Całusy :* :*

6 komentarzy:

  1. Dziadek Marceliny ma racje, niech ona walczy o swoje szczęście, bo jeżeli nie spróbuje to będzie tego żałować do końca życia i ciągle zastanawiać się nad ty co by było gdyby się udało i Łukasz jej wybaczył tą ucieczkę.
    Kadziu, juz się bałam ze znikniesz mi w odmętach alkoholu, ale widać trzyma się dzielnie, choć jemu też łatwo nie jest. Wieczór kawalerski to mniej więcej coś takiego, oczywiście jak panowie sa otwarci na tego typu imprezy, dobrze że nie wydarzyło sie tam nic co mogło by spowodować jakieś niemiłe sytuacje podczas ślubu

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę! Jak czytałam o wieczorze kawalerskim, to się bałam, że Łukasz i Fabian coś nawywijają. Na szczęście byli w miarę grzeczni. :)
    Zgadzam się z komentarzem powyżej- Marcelina powinna zawalczyć o Kadzia. W końcu raz się żyje. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje, że w kolejnym rozdziale będzie już ślub i spotkanie Marceliny z Łukaszem, bo ileż można czekać :P
    Liczę, że była żona nie namiesza? przynajmniej tego nie chcę.
    nie mogę zrozumieć obwiniania Marcy, bo niby za co i dlaczego? Lubię takie mądre morały dziadków w opowiadaniach :)
    Wieczór kawalerski nad wyraz spokojny, ale okej dobrze, że nic się nie wydarzyło.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze, że na wieczorze kawalerskim byli grzeczni :D Różnie mogą przyjść do głowy :D
    Szkoda, że już koniec :( No ale są kolejne opka :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że chłopaki nie nawywyjali na wieczorze kawalerskim xd Po procentach to różne pomysły przychodzą do głowy :D Ja już tylko czekam na spotkanie Marceliny z Łukaszem, mam nadzieję że wszystko sobie wyjaśnią i będzie happy end :D Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziadek Marceli ma racje i powinna się posłuchać go, bo on ma mądrość życiową, której nam młodym niestety brakuje przez co robimy masę błędów, ale cóż tym sposobem nas życie wychowuje. Żona Kadziewcza to ma tupet. Niech, że ona zniknie raz na zawsze. Jak to dobrze, że panowie nie wpadli na pomysł kupienia Fabianowi wstęgi "Ostatnie pożegnanie" jaką ostatnio widziałam na przyszłym panu młodym na imprezie w klubie ;)

    OdpowiedzUsuń