On.
- Marcela.- mówię i patrzę się na dziewczynę. Stoi po drugiej stronie ulicy wraz z jakimś mężczyzną. Podczas rozmowy śmieją się i przytulają.- Co ona odwala?
Stoję jak ten kołek zamiast podejść do niej i walnąć temu facetowi w ryj. Ale nie umiem, bo nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Chcę iść, ale nie potrafię. Chcę wykrzyknąć jej imię, ale czuję gulę w gardle, która mi to uniemożliwia. Po chwili widzę jak namiętnie się całują i przytulają. Potem idą w stronę Jubilera, więc idę za nimi. Robię to nieświadomie. Chowam się za drzewem i widzę jak wybierają obrączki. Ona śmieje się i poprawia rękę swoje włosy. Na jej prawej dłoni widnieje pierścionek zaręczynowy. Nie dostałą go ode mnie... to niemożliwe. Ona nie może być z nim zaręczona.
- Marcelina!- krzyczę, a dziewczyna odwraca się w moją stronę. Widzę strach w jej oczach, patrzy się na mnie jak na zjawę. Odwraca się do tego faceta, coś mu mówi i ucieka. Chcę biec za nią, ale ten chłop mi to uniemożliwia. Odpycham go i biegnę za Marcelą. Jest szybka i znika mi za rogiem wieżowca. Tak jakby się rozpłynęła... -Co ja najlepszego narobiłem?- krzyczę opierając się o ścianę, po czym osuwam się na ziemię. Nie mogę uwierzyć, że ponownie mi uciekła. Zaś wszystko schrzaniłem.
***
- Matko z ojcem! - budzę się cały mokry i przestraszony. To był tylko sen, to był tylko sen... - Jak mnie wszystko napieprza.- siadam na kanapie i biorę do rąk butelkę wody, która spoczywa na stoliczku obok sofy. Wypijam całą wodę za jednym razem, ale nadal czuję „Saharę” w gardle. Widzę Klaudię, która siedząc na fotelu bawi się swoim tabletem. - Hej?
-Zabije was kiedyś.- mówi odkładając gadżet. - Ja rozumiem, że można, a wręcz trzeba zabalować przed ślubem, ale aż tak?
- Przecież mało wypiliśmy...
- Tak? To mam pytanie, czy wysiedliście z autobusu podczas imprezy?- pyta się ze spokojem Klaudia.
- Nie... - nie pamiętam nic. Film urywa się. Strzelam, tylko tyle mi zostało.
- Nie, powiadasz?
- Tak, wysiadaliśmy! Przypomniało mi się!- jej ton głosu był taki dziwny, że muszę kłamać. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że Fabian był pijany już w pierwszych minutach imprezy, a cała reszta w kolejnych.
- Doprawdy? A w jakim celu wysiadaliście?
- No...my...
- Kadziula, nie kręć mi tu i powiedz, że po prostu byliście najebani w trzy dupy przed przyjściem striptizerki.
- Nie! Jak była Dominika, to jeszcze kontaktowałem... Dopiero po jej odejściu straciłem film.
- Z wami to gorzej niż z dziećmi! Na blacie w kuchni czeka na ciebie APAP Extra. Zażyj go, bo jeszcze mi tu padniesz.
- A czy mógłbym dostać jeszcze butelkę wody? - pytam miłym tonem głosu.
- Obok lodówki jest cała zgrzewka. - kończy i powraca do zabawy na swoim ustrojstwie.
- Dziękuję ci dobroczynna panno. - kłaniam się przed nią i idę do kuchni.
Tam przyjmuję tabletkę na ból głowy i piję do dna całą butelkę wody. Powracam do salonu i kładę się na kanapę. Klaudia jest cudowną kobietą. Zrozumie człowieka, pomoże mu, nie będzie przeszkadzać. Wspaniała! Rozmawiamy razem na przeróżne tematy. Oczywiście poparliśmy temat ślubu i widziałem jak na twarzy Panny Młodej pojawia się wielki uśmiech. Po co najmniej pół godziny, jak z torpedy Fabian wybiega z sypialni i biegnie w kierunku łazienki. Komedia jest świetna, bo chłopak siłuje się z klamką. Razem z Klaudią mamy z niego nieziemską bekę. Po krótkiej chwili otwiera drzwi i słyszymy tylko odgłosy wymiocin.
- Duśka, która jest godzina?
- Dwunasta, śpiochy jedne.- wstaje z fotela i kieruje swoje kroki do toalety. Ja idę za nią, ale tylko wychylam głowę zza drzwi, a ona wparowuje do łazienki.
- Drzyzga!- wydziera się, a ja wycofuje się, aby być w bezpiecznej odległości. -Co ty odwalasz?!
- Kotku, proszę cię. Nie krzycz.- mnie już głowa nie boli, więc jest okej.
- Co nie krzycz?! Przyjeżdżam po ciebie, a ty jesteś najebany w trzy dupy!
- Przecież nic się nie stało.
- Tego nie byłabym pewna... Kadziu, jedziemy do ciebie.
- Czemu?- pytam się ze stoickim spokoje, chociaż chce mi się śmiać.
- Bo tu nie mieszkasz? - czuję, że ironizuje. - Nie, po prostu musimy wziąć twoje walizki.
- Faktycznie! To już dzisiaj?! - jest zdziwiony. Ten czas tak szybko minął...
- Nie, wczoraj... Zostaw tego pijaka. -Klaudia wychodzi z mieszkania, a ja ubieram buty i ze śmichem wychodzę za nią. Jeszcze przed wyjściem słyszę Fabiana.
- Jeszcze się policzymy!
Ona.
Piątek, czyli dzień wielkich przygotowań, szykowanie strojów na imprezę, ostatnie dobieranie szczegółów, poprawianie drobiazgów. Tak się to zazwyczaj wszystko dzieje. Własnie zazwyczaj... W zasadzie to wszystko się zgadza, ale jest jeszcze coś. Jest to głupie myślenie, co by było, gdyby...
Siedząc na dużej huśtawce w ogrodzie, myślę o sobie. Myślę o tym, jak wygląda moje życie. W zasadzie to straciłam już chyba wszystko. Aktualnie nie mam żadnego kontraktu filmowego, czy nawet serialowego, powoli kończą mi się pieniądze wyszły podczas mojego pobytu w Warszawie, najbliższych straciłam już bardzo dawno temu, ale teraz straciłam już możliwość by żyć w szczęściu. Straciłam ciebie.
- Marcelinko, może wejdziesz już do domu, co? - babcia siada obok mnie i delikatnie głaszcze po głowie, gdy przytulam się do niej. - Dziecko ty jesteś cała zimna.
- Babciu nic mi nie jest... - odpowiadam, a staruszka okrywa nas obie kocem. Siedzimy chwilę w ciszy. - Babciu, czy ty od razu wiedziałaś, że dziadek to ten jedyny?
- A dlaczego o to pytasz? - wzruszam tylko ramionami i kładę głowę na jej kolana. - Dziadka poznałam, jak byłam jeszcze bardzo młoda. Na początku mieszkaliśmy tylko obok siebie i bawiliśmy się na podwórku, byliśmy przyjaciółmi, no a potem tak się to potoczyło, że dziadek zaprosił mnie do kawiarni, potem znowu, ale na spacer. Spotykaliśmy się tak pół roku. Niestety dziadek musiał wyjechać do wojska. Widywaliśmy się raz na kilka miesięcy, ale ja już wiedziałam, że będę na niego czekać... Kiedy wreszcie wrócił moi rodzice zaprosili go na obiad, podczas którego poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam... Marcelina, ja nigdy nie żałowałam tego, że wyszłam za Twojego dziadka... Nie żałuję, bo go kocham, jak nikogo innego... Ty też kogoś kochasz, prawda?
- Babciu ale co z tego, skoro go tak strasznie skrzywdziłam... To, że go kocham nic już nie zmieni...
- A może jednak... Bo ten ktoś własnie tu stoi i patrzy się na ciebie, tak jakby kochał cię nad życie, więc zostawiam Was już samych... Idziemy z dziadkiem na spacer... Będziecie mieli czas, żeby wszystko sobie wyjaśnić - wstaje z huśtawki i wchodzi do domu.
Próbuję uniknąć Twojego wzroku, który usilnie przeszywa mnie na wylot. Czuję jak moje policzki stają się czerwone, mimo że jest już ciemno. Chowam twarz w dłonie i opuszczam głowę w dół. Dlaczego sprawisz, że chciałabym się zapaść pod ziemią? Dlaczego widząc Cię pierwszy raz od świąt, mam ochotę uciec i już nigdy nie pozwolić, byś mnie zobaczył?
- Jak mnie znalazłeś? Po co w ogóle tu przyszedłeś? - pytam rozpaczliwie, bo nie rozumiem po co to robisz, po co zawracasz sobie głowę kimś takim jak ja?
- Marcelina... Ja na prawdę nie wiedziałem, że tu będziesz... Klaudia kazała mi tu przyjechać i wziąć od jej druhny krawat... Nie wiedziałam, że ty nią jesteś... Ona nic mi nie powiedziała, że Cię tu znajdę... - podchodzisz do mnie i podnosisz podbródek zmuszając do tego, żebym patrzyła ci prosto w oczy. - Marcelina, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego wcześniej? Dlaczego nie powiedziałaś, że kiedyś już ze sobą byliśmy? Przecież wszystko mogłoby być zupełnie inaczej...
- A niby jak? Zostawił byś mnie... tak jak wtedy...
- Marcelina, ja ci to wytłumaczę... - kładziesz swoje dłonie na moich kolanach.
- Ale ja już nie chcę Twoich tłumaczeń!!! - zrzucam je, odpychając cię. Upadasz, a ja próbuję uciec do domu.
- Marcelina do cholery stójże!!! - łapiesz mnie za łokieć i przyciągasz do siebie. Krzyczę, biję cię pięściami, nie panuje nad tym co robię. - Marcyś, proszę uspokój się - mocno mnie przytulasz blokując jakiekolwiek ruchy. - Nie pozwolę ci znowu uciec... Nie pozwolę, bo za bardzo cię mimo wszystko kocham, rozumiesz...? - patrzysz głęboko w moje oczy. - Ja wtedy... Marcyś, to ta dziewczyna mnie pocałowała... ja po prostu byłem zaskoczony i
nie wiedziałem jak zareagować... Ja wybiegłem za Tobą, ale nie było Cię... Potem wyjechałem, zacząłem grać na poważnie... Proszę wybacz mi to co zrobiłem. Mi po prostu brakowało ciebie, a tamta dziewczyna...wykorzystała moją słabość... Proszę wybacz mi...
- To przecież ja powinna błagać o wybaczenie, a nie Ty... Łukasz, ja przepraszam... - pozwalam objąć się, a sama wtulam się w jego ciepły tors. - Przepraszam, że od zawsze niszczę Ci życie...
- Nie przepraszaj... Gdyby nie ty, nie wiedziałbym, co to jest prawdziwa miłość... - Twoja twarz jest coraz bliżej, prawie że dotyka moich warg.
Nie pozwalam ci na to. Odpycham Cię, bo wiem, że nie można już cofnąć czasu, nie można zmienić biegu historii, nie można przeżyć czegoś po raz trzeci... Tak po prostu nie można. Daje ci ten krawat, żegnam się i wchodzę do domu, zostawiając Cię samego w ogrodzie. Nie mogę znieść już Twojego widoku, bo to wszystko tak strasznie boli, wraca, a ja chce iść dalej. Nie chcę już więcej stać w miejscu.
Odwracam się jeszcze raz w kierunku szyby. Jesteś. Nie ruszyłeś się o milimetr. Stoisz i patrzysz się smutnym wzrokiem we mnie. Czy chcesz płakać, tak jak ja? Nie rób tego, bo to za bardzo boli...
- Kocham cię... - szepczę i odchodzę.
~*~*~
Maniek: Hejo! Mam nadzieje, że nowy rozdział wam się podoba :) Powiedzcie co o tym sądzicie :P Ja osobiście mam teraz głupie pomysły bo Tomb Raider mnie wciągnął :] Także bije pokłony Dzuzeppe, że przynajmniej ona jedyna pisze coś normalnego ♥
Oczywiście zapraszam na nowy rozdział na Nie dusza kocha, lecz oczy. :)
Jadę opalać dupsko do Bułgarii, a was żegnam! Całusy :*
Dzuzeppe: Ej czy ja naprawdę piszę normalnie, czy tylko Maniek się tutaj podlizuje? :P Pisałam Marcelinę, jak coś :D No co tam jeszcze mogę napisać. Zbliżają się moje imieniny, więc możecie zrobić mi mały prezent i wykazać się inwencja twórczą podczas tworzenia wielu komentarzy :p Zapraszam również na 4 na To tylko siedem dni, Kotku. A jak już Maniek sobie pojedzie do tych wstrętnych pastuchów (Bułgarów), to ja będę, więc nie musicie się martwić, że nie będzie rozdziałów :) I tutaj i u niej i u mnie :D